Do pewnego kapłana

Julian

[USZKODZONY NA POCZĄTKU]

...Pegazjosa nigdybyśmy łatwo nie dopuścili, gdybyśmy się nie przekonali dowodnie, że on i przedtem, choć zdawał się być biskupem Galilejczyków, umiał czcić i szanować bogów. Zawiadamiam Cię o tym nie na podstawie tylko plotek osób nawykłych rzeczy podobne ze złości lub przyjaźni opowiadać. Ponieważ coś podobnego o nim i nam mówiono, to i ja — bogami się klnę — sądziłem, że winienem go bardziej niż jednego z najgorętszych mieć w nienawiści. Kiedy jednak przez zmarłego Konstancjusza na dwór cesarski powołany w tę podróż wyruszałem, to z Troady wyruszywszy wcześnie, bo zaraz po wstaniu, do Ilionu przybyłem w porze pełnego już rynku. Ten [Pegazjos] spotkał mnie tam i, ponieważ pragnąłem dokładnie poznać to miasto (był to dla mnie pretekst do zwiedzenia świątyń), stał się moim przewodnikiem i, jako obcego, oprowadzał mnie wszędzie. Dowiedz się więc jego czynów i słów, z których każdy się domyślić może, że jest on dobrze obeznany ze wszystkim, co odnosi się do bogów.

Jest tam miejsce czci Hektora jako herosa, gdzie w małej kapliczce stoi jego posąg spiżowy, a naprzeciw pod odkrytym niebem wystawiono ogromną podobiznę Achillesa. Jeśliś miejsce to obejrzał, wiesz, rozumie się, o czym mówię. Opowieść o tym, dlaczego przeciwstawiony Hektorowi Achilles zajmuje tam całe podniebie, możesz usłyszeć od oprowadzających. Ja, zastawszy tam ołtarze jeszcze gorące i niemal rozpalone, podobiznę zaś Hektora obficie namaszczoną oliwą, spojrzałem na Pegazjosa i z lekka przekonania jego badając, zapytałem: „Co to ma znaczyć? Czyżby Iliończycy ofiary jeszcze składali?" Ten zaś na to: „A cóż w tym dziwnego, że oddają cześć dzielnemu mężowi i ich współobywatelowi, podobnie jak my czcimy męczenników?" Podobizna ta nie jest dobrego smaku, lecz zamiar [snycerza], oceniany na tle owych czasów, nie jest pozbawiony dowcipu. Cóż więc nastąpiło potem, zapytasz. „Chodźmy do świętego obwodu Ateny Iliońskiej" — powiedziałem, on zaś z wielką ochotą poprowadził, otworzył mi świątynię i, biorąc mnie niejako na świadka, pokazał mi dokładnie, że wszystkie posągi są nienaruszone i przy tym nie uczynił nic z tego, co zwykle czynią ci ludzie z czci bogów wyzuci, tj, na swym czole nie nakreślił, jak oni, znaku pamięci o owym bezbożniku i nie zagwizdał sobie, jak oni; dwie bowiem rzeczy stanowią u nich szczyt wiedzy o bóstwie: gwizdać wobec demonów i kreślić na czole znak krzyża... Tych dwóch wiadomości już z góry postanowiłem Ci udzielić, trzecią zaś, która mi w tej chwili do głowy przyszła, nie sądzę również, żeby mi trzeba było przemilczeć.

Ten sam Pegazjos towarzyszył mi także do miejsca czci Achillesa i pokazywał mi grób jego, również zachowany w całości, zaś ja byłem przekonany, że został on przezeń rozrzucony, i zbliżał się doń z ogromnym szacunkiem. To sam widziałem, słyszałem też przy tym od ludzi, którzy odnoszą się doń obecnie wrogo, że potajemnie śle Heliosowi pokłony i modły. Czyżbyś mnie nie uznał w tej sprawie za świadka? Co się zaś tyczy stosunku jego do bogów, to kto mógłby tu być świadkiem bardziej wiarogodnym niż sami bogowie? Czyżbyśmy uczynili Pegazjosa kapłanem, gdybyśmy wiedzieli, że bogom brakiem czci uchybił? Jeśli zaś za owych czasów on, już to dążąc do władzy, już to pragnąc bogów świątynie ratować, nakładał na siebie te tam szmaty i udawał, jak o tym nam nieraz komunikował, bezbożność, ograniczoną zresztą tylko do nazwy (okazało się bowiem, że profanacji żadnej nigdy nie popełnił, z wyjątkiem pobrania z gospody nieznacznej ilości kamieni, aby w ten sposób resztę ocalić), to czy będziemy mu to liczyć? i nie będzie nam wstyd tak samo z nim postępować, jak postąpił Afodios, i zadawać mu te męczarnie, jakie pragną na nim oglądać wszyscy Galilejczycy? Jeśli więc choć trochę ze mną się liczysz, to nie odmówisz szacunku nie tylko jemu, ale i tym wszystkim, którzy oblicze swe zmienili, a to w tym celu, aby jedni łatwiej ulegali naszym wezwaniom do tego, co jest dobre, drudzy zaś mniej się cieszyli. Jeśli bowiem będziemy odpychali tych, którzy sami do nas przychodzą, to nikt za głosem przywołujących łatwo nie pójdzie.


Przekład Witold Klinger w: Julian Apostata, Listy, 196 Wrocław-Warszawa-Kraków

Fragmenty tekstów dostępnych w naszej witrynie są pozbawiane przypisów i aparatu naukowego w porównaniu do wydań książkowych - ich lektura może więc dać zaledwie wstępną orientację w temacie. Zachęcamy do kupna książki z pełnym tekstem i aparatem naukowym

You voted 3. Total votes: 7444