Do rady i ludu ateńskiego

Julian

JULIANA APOSTATY LIST DO RADY I LUDU ATEŃSKIEGO


Wstęp

Liczne i wielkie były czyny waszych przodków, z powodu których nie tylko oni mogli chodzić dumni, lecz wy również teraz możecie; i liczne pomniki zwycięstw zostały wzniesione, zarówno wspólnie przez całą Grecję, jak i osobno przez samo miasto, gdy samotnie walczyło albo przeciwko innym Grekom, albo przeciwko barbarzyńcom. Niemniej nie było tam ani żadnego przedsięwzięcia tak wielkiego, ani żadnego aktu odwagi tak bohaterskiego, w którym również inne miasta nie mogły równać się z wami. Ponieważ także te tak wielkie czyny dokonali albo z wami, albo osobno. I aby nie uważano, że, przywołując wspomnienia i czyniąc porównania, albo przedkładam jedno miasto nad drugie w sprawach, które je dzielą, albo, z wyrachowania, jak retorzy, chwalę zbyt mało te mniej ważne, pragnę zacytować o was tylko to jedno zdarzenie przekazane nam przez tradycję antyczną (nie udało się znaleźć niczego podobnego u innych Greków). Kiedy Lacedemończycy dzierżyli prym, wy im go odebraliście nie siłą, lecz waszym poszanowaniem sprawiedliwości. I wasze prawa uczyniły Arystydesa Sprawiedliwym. Niemniej te, które już są tak wspaniałymi dowodami, potwierdziliście czynami - jak sądzę - jeszcze wspanialszymi. Ponieważ może czasem się zdarzyć, że ma sławę sprawiedliwego także ktoś, kto na to nie zasługuje; ani to może nie byłoby zaskakujące, że wśród wielu godnych pogardy pojawia się jeden człowiek uczciwy. Nie jest sławny, rzeczywiście, nawet pewien Dejokes wśród Medów i Abaris wśród Hyperborejczyków, i Anacharsis wśród Scytów? W ich przypadku zaskakujące było to, że urodzeni wśród ludów najbardziej niesprawiedliwych szanowali sprawiedliwość: dwóch ostatnich szczerze, pierwszy - z wyrachowania, udając.

Nie jest jednak łatwo znaleźć cały lud i miasto kochające sprawiedliwe czyny i sprawiedliwe mowy, z wyjątkiem waszego. Pragnę przypomnieć wam tylko jeden czyn z bardzo wielu takich dokonanych w waszym mieście. Po wojnach perskich, kiedy Temistokles chciał zaproponować, aby morskie arsenały Greków zostały potajemnie spalone, i nie miał odwagi powiedzieć tego na zgromadzeniu ludu, lecz zgodził się powierzyć sekret temu człowiekowi, którego lud wybierze w głosowaniu. I lud wyznaczył Arystydesa. On, wysłuchawszy propozycji, nie wyjawił tego, co zostało mu powiedziane, lecz przekazał ludowi, że nic nie jest bardziej korzystne ani bardziej niesprawiedliwe od tej rady. Miasto natychmiast zagłosowało przeciwko i odrzuciło ją. Czyn - na Zeusa! - doprawdy wspaniałomyślny: właśnie tak powinni zachowywać się ludzie wychowani pod okiem najmądrzejszej z bogiń, świadka ich czynów.

Jeśli więc tak działo się u was w przeszłości i jeśli jeszcze zachowała się w was jakaś mała iskra cnoty waszych przodków, jest oczywiste, że wy nie tylko nie zwrócicie uwagi na wielkość czynów, ani nawet, że pewien człowiek przemaszerował przez ziemię, jakby lecąc przez przestworza, z niewiarygodną szybkością i z niezmordowaną energią, lecz będziecie raczej rozważać, czy to uczynił zgodnie ze sprawiedliwością i jeśli wam będzie wydawało się, że działał sprawiedliwie, wszyscy go pochwalicie i publicznie, i prywatnie. Jeśli jednak nie troszczył się o sprawiedliwość, będziecie oczywiście nim gardzić, ponieważ nic nie jest tak związane z mądrością jak sprawiedliwość. Słusznie więc wypędzacie tych, którzy nią gardzą, jako bezbożników w stosunku do waszej bogini.

Z tego powodu wam, Ateńczycy, pragnę opowiedzieć moje czyny, chociaż je znacie, zwłaszcza czyny, które są ważniejsze, powinny być wszystkim znane, aby, jeśli przypadkiem umknął jakiś szczegół (co jest prawdopodobne), stał się znany wam i za waszym pośrednictwem innym Grekom.

Niech nikt zatem nie uważa moich słów za puste i zbyteczne, jeśli przygotowuję się do przedstawienia zdarzeń, które działy się nieomal na oczach wszystkich, nie tylko w przeszłości, lecz także niedawno. Pragnę, aby nikt nie pozostał nieświadomy jakiegokolwiek z moich czynów, lecz jest prawdopodobne, że to lub tamto umyka raz jednemu, raz drugiemu. Zacznę najpierw od moich przodków.

Rodzina Juliana

To, iż moje pochodzenie ze strony ojca ma ten sam początek co Konstancjusza, jest rzeczą znaną. Nasi ojcowie byli braćmi, synami tego samego ojca. Jednak będąc krewnymi tak bliskimi, oto co nam uczynił ten najbardziej ludzki cesarz! Sześciu kuzynów moich i jego, mojego ojca, który był również jego stryjem, i jeszcze innego wspólnego stryja ze strony ojca, i mojego najstarszego brata zabił bez procesu: chciał zabić także mnie i drugiego mojego brata, ale ostatecznie skazał nas na wygnanie; z tego wygnania mnie uwolnił, mojego brata pozbawił tytułu cezara, zanim go zamordował.

Lecz dlaczego powinienem teraz - jak mówi tragedia - opowiadać o tych przerażających okropnościach?

Żałował - mówią - i miał straszne wyrzuty sumienia, a nawet wierzył, że z tego wypływa nieszczęście nieposiadania dzieci i jego niepowodzenia w wojnie przeciwko Persom. Takie plotki powtarzali wówczas dworzanie, ci ze świty mojego brata Gallusa, świętej pamięci, który teraz po raz pierwszy słyszy to określenie. Po zabiciu go wbrew prawom Konstancjusz ani nie pozwolił na przyznanie mu miejsca w grobach przodków, ani nie uważał go za godnego świętej pamięci.

Wygnanie

Jak mówiłem, takie rzeczy wciąż opowiadali, przede wszystkim usiłując nas przekonać, że Konstancjusz postępował w ten sposób częściowo dlatego, że został oszukany, częściowo dlatego, że uległ przemocy i presji niezdyscyplinowanego i skłonnego do buntów żołdactwa. Tak nas uspakajali, gdy my byliśmy zamknięci w posiadłości w Kapadocji, nie pozwalając nikomu zbliżyć się do nas. Później wezwali go z wygnania w Tralles, a mnie, jeszcze małego chłopca, zabrali ze szkół. Jak mógłbym opisać sześć lat spędzonych w cudzej posiadłości? Tak jak ci, których Persowie trzymają pod strażą w twierdzach. Nikt obcy nie zbliżał się do nas ani żadnemu z naszych dawnych znajomych nie pozwolono nas odwiedzić, żyliśmy odcięci od wszelkiego poważnego nauczania, od wszelkiej swobodnej rozmowy, żyjąc w błyszczącej niewoli i ćwicząc z naszymi własnymi niewolnikami jakby byli kolegami. Żaden z naszych towarzyszy nie zbliżał się do nas ani nie miał na to pozwolenia.

Cezar Gallus

Stamtąd szczęśliwie, z pomocą bogów, ledwo zostałem uwolniony, lecz mój brat, nieszczęśliwy bardziej niż jakikolwiek człowiek kiedykolwiek był w życiu, został zamknięty na dworze. I rzeczywiście jeśli coś dzikiego i okrutnego było w jego charakterze, to uległo zwielokrotnieniu przez wychowanie wśród gór. Jest słuszne, sądzę, aby także tego uznano za odpowiedzialnego, kto siłą kazał nam uczestniczyć w tego rodzaju życiu: z którego mnie bogowie, dzięki filozofii, ocalili nietkniętego i wolnego, lecz jego nikt nie obdarzył takim dobrodziejstwem. Kiedy przybył prosto ze wsi do pałacu królewskiego i Konstancjusz nałożył mu na ramiona purpurowy płaszcz, od razu cesarz zaczął być zazdrosny o niego i nie spoczął, dopóki go nie zabił, nie zadowalając się jedynie odebraniem mu purpury. Niemniej z pewnością zasługiwał na życie, nawet jeśli nie wydawał się zdolny do rządzenia. Lecz ktoś mógłby powiedzieć, że było również konieczne pozbawić go życia. Tak, ale pozwalając mu wcześniej bronić się jak każdemu przestępcy. Nie zabrania może prawo temu, kto zaaresztował bandytów, zabić ich? Czy mówi, że należy zabić bez procesu tego, kto został pozbawiony zaszczytów, które posiadał, i z rządzącego stał się obywatelem prywatnym? Co powiedziałby, jeśli mógłby zdemaskować tych, którzy byli odpowiedzialni za jego błędy? Ponieważ dotarły do niego listy pewnych osób i, na Heraklesa, z jakimi oskarżeniami przeciwko niemu! Oburzony nimi, z przesadą, bardziej niż przystoi władcy, popadł w gniew, lecz nie uczynił nic, by zasługiwać na pozbawienie go życia. Jak to? Nie jest to prawo wspólne wszystkim ludziom, Grekom i barbarzyńcom zarazem, aby bronić się przed tym, kto znieważa jako pierwszy? Choć może bronił się ze zbyt wielką zaciętością, nie większą jednak niż należało oczekiwać. Zostało już wcześniej powiedziane, iż jest usprawiedliwione uczynić w gniewie coś swojemu nieprzyjacielowi. Dla zadowolenia eunucha, swego prepozyta sypialni cesarskiej, będącego zarazem dozorcą kucharzy, Konstancjusz, swego kuzyna, cezara, który był mężem jego siostry, ojcem jego siostrzenicy, bratem tej, którą on sam jako pierwszą poślubił, i, z którym go łączyło tak wiele obowiązków, związanych z bogami rodziny, oddał jego najokrutniejszym wrogom, aby go zabili.

Julian po śmierci Gallusa

Co do mnie, z pewnym oporem pozwolił mi jechać, potem wlókł mnie tu i tam całe siedem miesięcy, trzymając pod strażą: tak, że gdyby nie jeden z bogów, który chciał mnie ocalić, nie uczyniłby jego żony, pięknej i pełnej zalet Euzebii, życzliwej dla mnie, to nawet ja zapewne nie uciekłbym z jego rąk. Niemniej, przysięgam na bogów, ani nawet we śnie nie widziałem mojego brata, gdy dokonywał tych czynów, ani nie byłem z nim, ani go nie odwiedzałem, ani nie przejeżdżałem obok niego, pisałem do niego bardzo rzadko i w sprawach małej wagi.

Myśląc zatem, że umknąłem temu niebezpieczeństwu, szczęśliwy, skierowałem się stamtąd do domu mojej matki. Z majątku mojego ojca nie miałem nic, nic z pokaźnych bogactw, które mój ojciec prawdopodobnie posiadał, nie należało do mnie: ani najmniejsza skiba ziemi, ani niewolnik, ani dom. Uczciwy Konstancjusz odziedziczył zamiast mnie cały majątek mojego ojca i mnie, jak mówiłem, nie dał z tego nawet najmniejszej drobnostki; lecz także mojemu bratu dał tylko kilka rzeczy z dóbr ojcowskich, ograbiwszy go z całego majątku matki.

Julian zanim został cezarem

Teraz całe jego zachowanie w stosunku do mnie przed nadaniem mi tytułu cezara, czyli w rzeczywistości przed narzuceniem mi niewoli najbardziej znienawidzonej i twardej, poznaliście, jeśli nie w każdym szczególe, to przynajmniej w większej części.

Kiedy byłem w drodze do mojego domu, ocaliwszy się z trudem i wbrew mojej nadziei, zjawił się w pobliżu Sirmium donosiciel, który spiskował przeciwko pewnym tam osobom, oskarżając je o planowanie buntu. Znacie z pewnością, chociaż ze słyszenia, Afrykanusa i Marinusa, nie możecie też nie wiedzieć, kim był Feliks i co się przydarzyło tym ludziom. Lecz jak tylko ta sprawa została Konstancjuszowi przekazana, Dynamiusz, inny donosiciel, nagle zawiadomił go z Galii, że Sylwanus ogłosił się otwarcie jego nieprzyjacielem. Konstancjusz, zaniepokojony i przerażony, wysłał natychmiast do mnie wiadomość i nakazał mi udać się najpierw na krótki czas do Grecji, a potem wezwał do siebie. Wcześniej nigdy mnie nie widział, oprócz jednego razu w Kapadocji i jednego w Italii - kiedy Euzebia chciała, abym uwierzył we własne ocalenie - chociaż mieszkałem przez sześć miesięcy w tym samym mieście co on, i nawet obiecał, że zobaczy się ze mną ponownie. Lecz ten znienawidzony przez bogów eunuch, jego wierny prepozyt, nieświadomie i mimowolnie stał się moim dobroczyńcą, ponieważ nie pozwalał mi często spotykać się z nim, chociaż może nawet tego nie chciał. Główną przyczyną zatem był ten eunuch, który bał się, że jeśli zrodzi się między nami dwoma jakaś zażyłość, mogę zostać przyjęty z przychylnością i kiedy moja lojalność stanie się widoczna, otrzymam jakieś zadanie.

Cezar Julian

Jak tylko przybyłem z Grecji, Euzebia, świętej pamięci, od razu przez eunuchów w jej służbie okazała mi bardzo wielką życzliwość. Nieco później, kiedy powrócił również on (ponieważ sprawa Sylwanusa została zakończona), zostało mi dane pozwolenie wejścia na dwór i zastosowano na mnie - jak w przysłowiu - tesalską perswazję. Kiedy ja stanowczo odmawiałem wszelkich kontaktów z pałacem, ci, jak gdyby zebrali się w zakładzie fryzjerskim, zgolili mi brodę, nałożyli na ramiona wojskowy płaszcz i zmienili mnie, jak uważali wówczas, w żołnierza bardzo śmiesznego. Istotnie żadna z ozdób tych łotrów nie pasowała do mnie. Ja nie chodziłem jak oni, którzy rozglądali się wokół i kroczyli dumnie, lecz wpatrywałem się w ziemię, jak zostałem nauczony przez pedagoga, który mnie wychował. Dlatego w tym czasie budziłem w nich śmiech, nieco później podejrzliwość, a potem zapłonęła w nich przeogromna zazdrość.

Dlaczego Julian wolał zostać cezarem

Lecz nie należy pominąć tu opisu: jak się poddałem i jak zgodziłem się mieszkać pod tym samym dachem z tymi, o których wiedziałem, że zniszczyli całą moją rodzinę, i którzy, jak podejrzewałem, wkrótce będą spiskować również przeciwko mnie.

Ile strumieni łez wylałem i ile jęków wydałem, kiedy zostałem wezwany, wyciągałem ręce w kierunku waszego akropolu i prosiłem Atenę, aby ocaliła błagającego i nie opuszczała mnie! Liczni z was, którzy widzieli, mogą zaświadczyć, i sama bogini, bardziej od innych, jest świadkiem, że prosiłem ją raczej o śmierć tu w Atenach niż o tę podróż. Bogini pokazała czynami, że nie zdradziła błagającego i nie opuściła go. Wszędzie była moją przewodniczką i z każdej strony obok mnie stawiała strażników aniołów, wziętych od Heliosa i Selene.

Oto co się zdarzyło. Kiedy dotarłem do Mediolanu, zamieszkałem na przedmieściu. Tam Euzebia wysyłała do mnie często życzliwe wiadomości zachęcała mnie, abym bez strachu pisał do niej o wszystko, cokolwiek potrzebuję. Napisałem do niej list lub raczej prośbę z życzeniami tego rodzaju: „Obyś mogła mieć dzieci, które odziedziczą tron i oby Bóg przyznał ci to i inne rzeczy, lecz odeślij mnie do domu najszybciej jak to możliwe"! Podejrzewałem jednakże, że nie było bezpieczne wysłanie do pałacu listu do żony cesarza. Błagałem zatem bogów, aby powiedzieli mi we śnie, nocą, czy powinienem wysłać list do cesarzowej. I oni ostrzegli mnie, że, jeśli go wyślę, poniosę najbardziej haniebną śmierć. Wzywam wszystkich bogów na świadków, że to, co tu piszę jest prawdą! Z tego powodu zatem powstrzymałem się od wysłania listu. Tamtej nocy przyszedł mi na myśl wniosek, który być może godny jest, abyście go usłyszeli. „Teraz - mówiłem sam do siebie - zamierzam sprzeciwić się bogom i wyobrażam sobie, że mogę decydować o sobie lepiej niż ci, którzy wiedzą wszystko. Niemniej ludzka mądrość, która widzi tylko teraźniejszość, z trudem może być, nawet na tak małej przestrzeni, wolna od błędów. Dlatego też nikt nie rozważa tego, co zdarzy się za trzydzieści lat, ani tego, co się zdarzyło - pierwsze jest rzeczą zbyteczną, drugie -niemożliwą - lecz tylko to, co ma w zasięgu ręki i czego już są jakieś początki i zalążki. Natomiast boska mądrość, która patrzy bardzo daleko, a raczej wszystko widzi, nie tylko wskazuje słuszną drogę, lecz także czyni to, co jest dla nas najlepsze. Ponieważ bogowie są przyczyną wszystkiego, co jest teraz, i także wszystkiego, co będzie w przyszłości. Jest więc zrozumiałe, że znają teraźniejszość".

Już tylko z tego powodu druga decyzja wydawała się mi mądrzejsza od wcześniejszej. Patrząc na nią w świetle sprawiedliwości, natychmiast stwierdziłem: „Oburzasz się, jeśli jakaś z rzeczy, które masz w posiadaniu: koń, owca lub ciele, wymyka się twojej służbie lub jeśli ci ucieka, chociaż wołasz? Lecz ty, który chcesz być człowiekiem, nie jednym z trzody ani nie z motłochu, lecz z umiarkowanych i rozważnych, sam wymykasz się bogom i nie pozwalasz, aby oni dysponowali tobą, jak tego chcą? Bądź uważny i nie popełnij wielkiego szaleństwa, a także nie lekceważ obowiązków wobec bogów! Gdzie jest twoja odwaga i jakiego jest rodzaju? Rzecz śmieszna! Jesteś więc gotowy, aby płaszczyć się i schlebiać ze strachu przed śmiercią, pomimo że możesz odrzucić każdą rzecz i pozwolić bogom działać, jak chcą, dzieląc się z nimi troską o siebie samego, jak również Sokrates uważał: czynić tylko to, co należy do ciebie, całość powierzyć im, nie posiadać ani nie brać niczego, a przyjmować jedynie to, co jest przez nich dane".

Oceniając tę decyzję, nie tylko bezpieczną, lecz także odpowiednią dla człowieka rozsądnego, odkąd również znaki bogów ją wskazywały (rzucić się w niebezpieczeństwo hańbiące i oczywiste, z powodu strachu przed przyszłymi zasadzkami, wydawało się mi ogromnie niepokojące), usłuchałem i ustąpiłem. I natychmiast zostałem obdarzony tytułem i płaszczem cezara.

Niewola i strach o moje własne życie, wiszący nade mną każdego dnia, na Heraklesa, jak wielki był i jak przerażający! Zasuwy w drzwiach, straże, ręce sług sprawdzające, czy ktoś nie przyniósł mi listu od przyjaciół, obca służba! Z trudem mogłem przyprowadzić ze mną na dwór czterech z moich dawnych domowników dla mojej osobistej służby, dwóch bardzo młodych i dwóch starszych: z tych tylko jeden znał moje praktyki w stosunku do bogów i potajemnie, jak mógł, wykonywał je ze mną. Moje książki powierzyłem jednemu z moich licznych towarzyszy i wiernych przyjaciół, pewnemu lekarzowi, któremu nawet pozwolono wyjechać ze mną za granicę, ponieważ nie było wiadome, że jest moim przyjacielem. Jednakże z powodu tych rzeczy tak się bałem i byłem tak podejrzliwy, że umyślnie powstrzymałem licznych z moich przyjaciół, którzy chcieli mnie odwiedzić, chociaż pragnąłem ich zobaczyć, lecz lękałem się, że będę przyczyną nieszczęść dla nich i dla siebie samego.

Lecz tym odeszliśmy od tematu. Powróćmy do wydarzeń.

Kampanie galijskie

Dał mi trzystu sześćdziesięciu żołnierzy i w środku zimy wysłał mnie do Galii, w której było wówczas wielkie zamieszanie, nie tyle bym dowodził wojskami, ile bym podlegał dowódcom tych wojsk. Z tego powodu zostało do nich napisane i wyraźnie im nakazane pilnowanie mnie bardziej niż nieprzyjaciół, abym przypadkiem nie knuł jakiegoś spisku.

Kampania pierwsza

Kiedy wszystkie te zdarzenia działy się w sposób, który opisałem, około przesilenia letniego, pozwolił mi dojść do oddziałów, naturalnie, abym nosił wszędzie jego strój i portret. Również to zostało powiedziane i napisane, że Galom dawał nie cesarza, lecz kogoś, kto będzie nosił tam jego portret.

Po przeprowadzeniu, jak słyszeliście, pierwszej kampanii nie bez sukcesu i dokonaniu ważnych działań, powróciłem do kwater zimowych i znalazłem się w największym niebezpieczeństwie. Ponieważ nie miałem pozwolenia na zebranie oddziałów (ta władza została powierzona komuś innemu), zamknięty z nielicznymi żołnierzami, poproszony o pomoc przez sąsiednie miasta, oddałem im większą część sił, które miałem i zostałem sam.

Tak się działo w owym czasie. I kiedy on uznał dowódcę oddziałów za podejrzanego, pozbawił go dowództwa i usunął, gdyż dowódca wydał się mu nieodpowiednim, ja natomiast nie zostałem uznany za wystarczająco zdolnego i utalentowanego dowódcę, ponieważ dałem dowód łagodności i umiarkowania. Sądziłem, że nie powinienem zrzucać mojego jarzma ani wtrącać się do rozkazów, oprócz tego, kiedy w jakimś bardzo niebezpiecznym przedsięwzięciu widziałbym, że albo coś zostało pominięte, chociaż nie powinno, albo że zostało uczynione coś, co nigdy nie powinno być czynione. Później pewne osoby zachowały się niestosownie w stosunku do mnie, raz lub dwa razy, uznałem jednak, że powinienem pokazać szacunek dla siebie samego przez zachowanie milczenia i odtąd nosiłem wszędzie płaszcz i portret. Sądziłem, że do tego zostało mi dane pełne prawo.

Kampania druga

Po tych zdarzeniach Konstancjusz, uważając, że to byłoby pewną poprawą, ale nie tak wielką zmianą w sytuacji Galii, na początku wiosny powierzył mi najwyższe dowództwo nad wojskiem. I kiedy zboże dojrzało, rozpocząłem kampanię. Tymczasem bardzo liczni Germanie, nie niepokojeni, osiedlali się w pobliżu zniszczonych miast Galii. Liczba tych miast, których mury zostały zniszczone, wynosiła około czterdziestu pięciu, nie licząc twierdz i mniejszych fortec. Całość terytorium, zajmowanego przez barbarzyńców z tej strony Renu, ciągnie się od źródeł rzeki aż do Oceanu. Ci, którzy osiedlili się najbliżej nas, byli w odległości trzystu stadiów od brzegu Renu, lecz trzy razy większa była przestrzeń opuszczona z powodu grabieży, gdzie Galom nie pozwolono nawet paść bydła. Były tam również pewne miasta pozbawione swoich mieszkańców, w pobliżu których barbarzyńcy jeszcze się nie osiedlali.

W takiej sytuacji znajdowała się Galia, kiedy ją przejąłem. Odzyskałem nie tylko miasto Agryppinę nad Renem, które wpadło w ręce nieprzyjaciół około dziesięciu miesięcy wcześniej, lecz także twierdzę Argentoratum blisko pogórza gór Wogezów i tam, nie bez chwały, rozgromiłem nieprzyjaciela. Może także do was dotarła wieść o tej bitwie. Tam bogowie dali w moje ręce króla nieprzyjaciół jako jeńca, lecz nie zawahałem się odstąpić Konstancjuszowi chwały tego sukcesu. Pomimo że nie wolno mi było święcić triumfu, mogłem zabić nieprzyjaciela, a także pokazywać go w miastach, prowadząc przez całą Galię, i nikt nie przeszkadzał mi rozkoszować się, że tak powiem, nieszczęściami Chnodomara. Uważałem, że nic z tego nie powinienem robić i odesłałem go natychmiast do Konstancjusza, który powracał wówczas z kraju Kwadów i Sarmatów. Tak się stało, że, kiedy ja rzeczywiście walczyłem, a on tylko podróżował i odbywał przyjacielskie spotkania z ludami, które mieszkają wzdłuż Dunaju, nie ja, lecz on święcił triumf.

Kampanie trzecia i czwarta

Potem minął drugi i trzeci rok wojny: wszyscy barbarzyńcy zostali wypędzeni z Galii, wiele miast zostało odzyskanych i okręty w wielkiej liczbie przybyły z Brytanii. Zebrałem flotę sześciuset okrętów (z których czterysta nakazałem zbudować w mniej niż dziesięć miesięcy) i z tymi wszystkimi wpłynąłem na Ren, przedsięwzięcie niełatwe z powodu barbarzyńców, którzy mieszkali w pobliżu i ciągle mnie atakowali. Florencjusz uważał to za niemożliwe tak bardzo, że obiecał zapłacić barbarzyńcom opłatę dwóch tysięcy libr srebra za uzyskanie przejścia. Konstancjusz powiadomiony o tym — ponieważ Florencjusz przekazał mu propozycję — wysłał rozkaz do mnie, abym zapłacił, jeśli to nie wydaje się mi całkowicie hańbiące. Lecz jak mogło nie być hańbiące, jeśli takie wydawało się Konstancjuszowi, już tak bardzo przyzwyczajonemu jednać sobie barbarzyńców? Nie zapłaciłem więc nic. Skierowałem natomiast przeciwko nim wojsko i z opieką oraz pomocą bogów nie tylko odebrałem poddanie się części ludu Saliów, ale także wypędziłem Chamawów, zdobyłem liczne woły, kobiety i dzieci. Tak bardzo ich wszystkich przeraziłem i kazałem bać się mojego nadejścia, że natychmiast otrzymałem od nich zakładników i uzyskałem bezpieczne przejście dla zaopatrzenia w żywność.

Kampanie - synteza

Długo byłoby wyliczać i opisywać pojedynczo wszystkie przedsięwzięcia, których dokonałem w ciągu czterech lat. Lecz najważniejsze sprawy są takie: trzy razy, jeszcze jako cezar, przekroczyłem Ren, odzyskałem od barbarzyńców dwadzieścia tysięcy osób, które były jeńcami z tamtej strony Renu, w dwóch bitwach i oblężeniu pochwyciłem i uczyniłem jeńcami tysiąc osób, niesprawnych nie z powodu lat, ale w kwiecie wieku. Wysłałem Konstancjuszowi cztery legiony doskonałych piechurów, inne trzy piechurów trochę mniej dobrych, dwa najbardziej doborowe oddziały konnicy. Niedawno odzyskałem dzięki przychylności bogów wszystkie miasta: odebrałem ich zatem prawie czterdzieści.

Lojalność w stosunku do Konstancjusza

Wzywam Zeusa i wszystkich bogów, opiekunów miasta i mojego rodu, aby zaświadczyli o moim szacunku i o mojej lojalności w stosunku do niego. Zachowałem się tak, jak bym chciał, aby mój własny syn zachował się w stosunku do mnie. Szanowałem go tak jak żaden z cezarów nigdy nie szanował żadnego z wcześniejszych cesarzy.

I on, z tego powodu aż do dzisiaj, nie obarczał mnie najmniejszym nawet oskarżeniem; chociaż powiedziałem mu to szczerze, on wymyślał niedorzeczne przyczyny swojej urazy. „Zatrzymałeś - mówi - Lupicynusa i trzech innych mężczyzn!" Chociaż zabiłbym ich, ponieważ otwarcie knuli spisek przeciwko mnie, on dla zachowania zgody między nami powinien wyrzec się gniewu z powodu ich losu. Natomiast ja, bez czynienia im najmniejszej krzywdy, zatrzymałem ich, ponieważ z natury byli buntowniczy i przewrotni. Nie pozbawiając ich jakiejkolwiek części ich prywatnego majątku, z ich powodu wydałem wiele pieniędzy ze skarbca publicznego. Rozważcie, jak bardzo ciężkie kary mógłbym im wymierzyć, trzymając się praw, które ustanawia Konstancjusz! Lecz on, który wpada w gniew na ludzi, niezwiązanymi z nim zupełnie, nie skarci może mnie i nie wyśmieje mojej głupoty, że ja tak wiernie służyłem zabójcy mojego ojca, moich braci, moich kuzynów, katowi, że tak powiem, całej naszej wspólnej rodziny i krewnych? Niemniej widzicie z listów, które do niego napisałem, jak, także jako cesarz, wciąż z szacunkiem zachowywałem się w stosunku do niego!

Wcześniejsze zachowanie Juliana

Stąd dowiecie się, jak wcześniej zachowywałem się w stosunku do niego.

Rozumiejąc, że ja odziedziczyłem hańbę i niebezpieczeństwo popełnionych błędów, chociaż większa część pracy została wykonana przez innych, przede wszystkim błagałem go, aby - jeśli jemu wydawało się słuszne uczynić to i właściwie tak zdecydował, by obwołać mnie cezarem - dał mi jako pomocników ludzi dobrych i zdolnych. On natomiast dał mi najpierw najbardziej niegodziwych. Lecz kiedy jeden, najbardziej nikczemny, z ochotą przyjął posadę i nikt inny się nie zgodził, dał mi niechętnie Salutiusza, człowieka rzeczywiście wyjątkowego, który z powodu swoich zalet szybko stał się dla niego podejrzanym. Ja, niezadowolony z tej sytuacji, widząc różnicę zachowania i obserwując, że on okazywał wielkie zaufanie w stosunku do pierwszego, podczas gdy nie zwracał żadnej uwagi na drugiego, ścisnąłem jego prawą rękę i kolana i powiedziałem: „Żaden z nich nie jest moim przyjacielem ani nie był nim w przeszłości. Znam ich tylko z pogłoski i jeśli ty mi to rozkażesz, uznam ich za moich towarzyszy i przyjaciół, szanując jak moich starych znajomych. Jednakże nie jest słuszne, aby mój los został powierzony tym albo aby oni ryzykowali ze mną. Jaka wiec jest moja prośba do ciebie? Daj mi jakiś rodzaj spisanych praw, które mówią to, czego powinienem unikać, i to, co mi pozwalasz czynić. Ponieważ jest oczywiste, że pochwalisz tego, który jest posłuszny, i ukażesz tego, kto jest nieposłuszny - chociaż jestem całkowicie przekonany, że nikt w stosunku do ciebie nie będzie nieposłuszny”.

Nie jest więc konieczne mówić o zmianach, które Pentadiusz natychmiast zaczął czynić. Lecz ja we wszystkim próbowałem sprzeciwiać się jemu i on od tej chwili stał się moim wrogiem. Następnie cesarz wybrał innego i drugiego, i trzeciego - chcę powiedzieć Paulusa i Gaudencjusza, tych sławnych donosicieli, wynajętych przeciwko mnie. Następnie nakazał oddalić ode mnie Salutiusza, ponieważ był on moim przyjacielem, i natychmiast wyznaczył Luciliana jako jego następcę. Trochę później również Florencjusz stał się moim nieprzyjacielem z powodu jego skąpstwa, któremu się sprzeciwiałem. Ci więc przekonali Konstancjusza, który był może już trochę zazdrosny o moje sukcesy, aby pozbawił mnie dowództwa oddziałów. I on napisał listy bardzo obraźliwe dla mnie i grożące Galom ruiną listy.

Niektóre oddziały zostały wezwane na Wschód

Rozkazał wycofać z Galii wszystkie, można powiedzieć, bez wyjątku najbardziej waleczne oddziały, powierzając to zadanie Lupicynusowi i Gintoniusowi, gdy tymczasem do mnie napisał, abym nie sprzeciwiał się im w niczym.

W jakich słowach mógłbym teraz opisać Wam działanie bogów? Zamierzałem (bogowie są mi świadkami) pozbyć się całego cesarskiego blasku, wycofać się do życia spokojnego i nie mieszać się w jakąkolwiek sprawę. Oczekiwałem jednak powrotu Florencjusza i Lupicynusa, ponieważ pierwszy był w Wiennie, drugi w Brytanii. Tymczasem było tu wielkie zamieszanie wśród wszystkich, tak mieszkańców, jak żołnierzy, i ktoś napisał anonimowy list, i zaadresował go do Petulantów i Celtów (tak nazywały się dwa legiony) w mieście, obok którego ja byłem, z licznymi oskarżeniami przeciwko Konstancjuszowi i narzekaniami na jego zdradę Galii. Ponadto autor listu ubolewał nad hańbą, jaką mi uczyniono. Pojawienie się tego pisma popchnęło wszystkich tych, którzy bardziej sprzyjali Konstancjuszowi, do nakłaniania mnie z największym naciskiem, abym natychmiast odesłał oddziały, zanim podobne listy zostaną rozrzucone również w innych oddziałach. Nie było żadnego z tych, którzy wydawali się być życzliwi w stosunku do mnie, lecz tylko Nebridiusz, Pentadiusz oraz Decencjusz, wysłany w tym samym celu przez Konstancjusza. I kiedy ja twierdziłem, że należy oczekiwać wciąż jeszcze Lupicynusa i Florencjusza, nikt mnie nie słuchał, wszyscy mówili, że powinienem czynić właśnie przeciwnie, jeśli nie chcę do powziętych już o mnie podejrzeń dołączyć teraz dowodu i potwierdzenia. I dodawali: „Jeśli teraz wyślesz oddziały, będzie to twoja zasługa; kiedy one przybędą, nie Tobie, lecz im będzie wdzięczny Konstancjusz i Ty zostaniesz uznany za winnego". Przekonali mnie, albo raczej zmusili mnie, abym napisał do niego. Przekonano kogoś, kto może nie jest przekonany, jeśli jednak jest możliwe użycie przemocy, nie ma potrzeby przekonywania: dlatego ci, którzy ulegają przemocy, nie należą do przekonanych, lecz do przymuszonych.

Rozważaliśmy zatem, jaka drogą powinny pójść oddziały, ponieważ były dwie. Wolałem, aby przeszli pierwszą z nich, ci zmusili ich jednak do obrania drugiej, bojąc się, że wybranie właśnie drugiej drogi może dać żołnierzom jakiś powód do zamieszek i stać się przyczyną buntu, a potem, gdy rozpocznie się bunt, mogą wprowadzić zamęt we wszystko. Istotnie obawa tych ludzi nie wydawała się zupełnie nieuzasadniona.

Obwołanie Augustem

Przybyły legiony. Ja, według zwyczaju, wyjechałem im na spotkanie i zachęcałem do kontynuowania marszu. Zatrzymali się tylko na jeden dzień, wtedy nic jeszcze nie wiedziałem o tym, co postanowili. Niech zaświadczą Zeus, Helios, Ares, Atena i wszyscy inni bogowie, że taka myśl nawet nie przyszła mi do głowy aż do samego wieczora! Lecz później, około zachodu słońca, zostałem zawiadomiony i nagle pałac został otoczony i wszyscy krzyczeli, podczas gdy ja nadal zastanawiałem się, co powinienem zrobić, i jeszcze w to nie wierzyłem. Wszedłem wówczas na wyższe piętro (moja żona żyła jeszcze), aby odpocząć w samotności. Tam, przez otwór w ścianie, modliłem się do Zeusa. Kiedy krzyki stawały się coraz głośniejsze, a w pałacu trwało zamieszanie, prosiłem boga, aby dał mi znak. I on natychmiast mi go dał. Nakazał, abym był posłuszny i nie sprzeciwiał się woli wojska. Jednakże, pomimo tych znaków, nie ustąpiłem natychmiast, lecz opierałem się, jak długo mogłem i nie przyjmowałem ani tytułu augusta, ani diademu. Nie mogłem sam jeden pokonać tak wielu, a z drugiej strony bogowie - którzy chcieli, aby to się zdarzyło - zachęcali żołnierzy i powoli zmniejszali moją stanowczość, więc ostatecznie około godziny trzeciej jakiś żołnierz, nie wiem który, dał mi naszyjnik, założyłem go na głowę i udałem się do pałacu, jęcząc (jak bogowie wiedzą!) w głębi serca. Mimo to z pewnością należało postępować odważnie, wierząc w boga, który pokazał znak, lecz wstydziłem się bardzo i chciałem zapaść się pod ziemię na myśl, że nie wydaję się aż do końca posłuszny i wierny Konstancjuszowi.

Podczas gdy panowało wielkie przygnębienie w pałacu, przyjaciele Konstancjusza pomyśleli o skorzystaniu z tej okazji, natychmiast przygotowali spisek przeciwko mnie i rozdali pieniądze żołnierzom, oczekując jednej z dwóch rzeczy: albo że oddzielą się ode mnie, albo że zaatakują mnie otwarcie. Pewien oficer ze świty mojej żony, spostrzegłszy te tajemnicze knowania, najpierw wyjawił mi je, lecz kiedy zobaczył, że nie zwracam na niego uwagi, zaczął zachowywać się jak szalony i głośno krzyczeć na placu: „Żołnierze, cudzoziemcy i mieszkańcy, nie zdradzajcie cesarza!". Wówczas gniew opanował żołnierzy, wszyscy biegli z bronią do pałacu. Kiedy znaleźli mnie żywego, pełni radości, jak ktoś, kto ponownie widzi utraconego przyjaciela, jedni z tej strony, drudzy z tamtej ściskali mnie, obejmowali i nosili na ramionach. Był to widok godny zobaczenia, podobny do boskiego uniesienia. Potem, kiedy otoczyli mnie z każdej strony, poszukali wszystkich przyjaciół Konstancjusza, aby ich ukarać. Bogowie wiedzą, jaką walkę stoczyłem, aby ich ocalić.

Jak zachowałem się w stosunku do Konstancjusza po tych zdarzeniach?

Julian po obwołaniu Augustem

W listach do niego adresowanych również teraz nie posłużyłem się tytułem przyznanym mi przez bogów, lecz podpisałem się 'cezar' i przekonałem żołnierzy, aby przysięgli mi, że nie będą domagać niczego więcej, jeśli tylko pozwoli mi rządzić pokojowo Galią, godząc się na dokonane czyny. Wszystkie legiony, które były tam ze mną, wysłały do niego listy, prosząc go, aby mogła być między nami zgoda. Lecz on, zamiast tego, podburzył przeciwko nam barbarzyńców i wśród nich ogłosił mnie swoim wrogiem, i zapłacił im pieniądze, aby naród galijski został zniszczony. Napisał do swoich wojsk w Italii i rozkazał strzec się każdego, kto przybywa z Galii, oraz polecił przygotować na granicach Galii, w różnych miastach, trzy miliony medymnów pszenicy, uprawianej w Brigantii, i taką samą ilość w pobliżu Alp Kotyjskich, z zamiarem maszerowania przeciwko mnie. To nie były słowa, lecz wyraźne czyny. Listy, które napisał, ja otrzymałem, przynieśli mi je barbarzyńcy oraz zdobyłem przygotowane już dostawy żywności i listy Taurusa. Pisał do mnie, jak gdybym był jeszcze cezarem, i oznajmił, że nigdy nie będzie chciał ze mną zawrzeć zgody. Wysłał do mnie pewnego Epikteta, biskupa Galii, aby zaproponował mi gwarancję mojego osobistego bezpieczeństwa. Powtarzał ciągle w swoich listach, że nie zamierza mnie zabić, lecz o godności augusta nie wspomniał ani słowa. Myślę jednakże, że jego przysięgi należy, jak mówi przysłowie, zapisać na popiele, tak bardzo były wiarygodne. Zatrzymałem moją godność, ponieważ nie tylko była sprawiedliwa i zaszczytna, lecz również dawała bezpieczeństwo moim przyjaciołom. I nie mówię tu jeszcze o jego okrucieństwie, które on ćwiczy na całej ziemi.

Epilog

To mnie przekonało, to wydało mi się słuszne. I najpierw powierzyłem sprawy bogom, którzy widzą i słyszą wszystko. Złożyłem więc z powodu wymarszu ofiary i wróżby były przychylne. W tym samym dniu musiałem przemówić do żołnierzy, będących w drodze do tego miejsca, z powodu mojego osobistego ocalenia i, o wiele bardziej, dla dobra publicznego, i dla wolności wszystkich ludzi, a szczególnie narodu galijskiego, który on już dwukrotnie zdradził wrogom, nie szczędząc nawet grobów przodków, on, który tak dobrze służył sprawom cudzoziemców!, z powodu tego wszystkiego - mówię - uważałem, że powinienem dodać do moich oddziałów pewne bardzo potężne plemiona i uzyskać zapas pieniędzy, które miałem pełne prawo wybijać w złocie i srebrze. Ponadto, jeśli nawet teraz on pragnąłby zgody ze mną, ja zatrzymam to, co obecnie posiadam, lecz jeśli zdecyduje się prowadzić wojnę i zupełnie nie odstąpi od wcześniejszej decyzji, wówczas wiem, że powinienem czynić i znosić wszystko, cokolwiek jest wolą bogów. Wielką hańbą byłoby okazać się słabszym od niego z powodu braku odwagi albo inteligencji niż z powodu liczby walczących. Jeśli on teraz zwycięży mnie dzięki liczbie wojsk, nie będzie to jego zasługą, lecz wielkości armii. Jeśli zaskoczy mnie znienacka, stojącego jeszcze w Galii i unikającego niebezpieczeństwa z powodu umiłowania spokojnego życia, zaatakuje mnie z wszystkich stron, barbarzyńcy z boków i z tyłu, jego legiony z przodu, musiałbym, wierzę, nie tylko znieść najgorszą kieskę, lecz także hańbę moich czynów, która w oczach mądrych ludzi nie jest mniejsza niż jakakolwiek kara.

To są te sprawy, mieszkańcy Aten, które przedstawiłem moim towarzyszom broni i które teraz opisuję wam, współobywatelom wszystkich Greków. Bogowie, władcy wszystkiego, niech udzielą mi swojej pomocy aż do końca - jak obiecali - i Atenom niech pozwolą cieszyć się wszystkimi możliwymi moimi względami, a także mieć zawsze takich cesarzy, którzy je znają i kochają najbardziej z wszystkich miast!

Fragmenty tekstów dostępnych w naszej witrynie są pozbawiane przypisów i aparatu naukowego w porównaniu do wydań książkowych - ich lektura może więc dać zaledwie wstępną orientację w temacie. Polecamy zakup książki z tekstem oryginalnym i przypisami: Julian

You voted 4. Total votes: 8207