Memetyczny Trojan. O obcych korzeniach Europy

Stanisław Żuławski

Wszystkie poglądy na naturę rzeczywistości mają charakter umowny, gdyż, będąc pojęciowymi abstraktami nie podlegają empirycznej weryfikacji. Dlaczego więc zawsze było i jest tak wielu gotowych zupełnie dosłownie dać głowę za tę czy inną ideę? Skąd bierze się fanatyzm każący nawracać, zabijać lub dać się zabić w imię nieweryfikowalnej idei, myślowego konstruktu, abstrakcji?

Dlaczego taką wagę przywiązuje się do poglądów? Czemu, powtarzając za Richardem Weaverem; Idee mają konsekwencje?

Odpowiedź na to pytanie przyszła nie ze świata nauk humanistycznych, lecz biologicznych, a konkretnie z genetyki. Richard Dawkins, a następnie John S. Wilkins przenieśli realia walki o byt genów do świata informacji. Otóż; porcję informacji przenoszoną z osoby na osobę nazywaną memem (od greckiego μιμητισμός – mimetismos) skojarzono z genem i jego sposobem transmisji.

Idący przez dzieje pochód lemingów – wyznawców i misjonarzy tej czy innej religii objawionej (choć dotyczy to także ideologii np. komunizm) świadczy dobitnie bezwzględności z jaką memy traktują swoje nośniki. Oczywiście umysł ludzki, ten swoisty hardware został tak zaprogramowany by w pewnych sprzyjających okolicznościach poddać się kontroli memu. Skojarzone z tym słowo fanatyk ma znaczenie natchniony. Otóż odwołując się do memetyki zamienilibyśmy to słowo na zaprogramowany/ ew. zawirusowany.

Idee dla swej transmisji potrzebują oczywiście autorytetu (natchniony prorok/ wizjoner/ półbóg), apostołów – misjonarzy pełniących funkcję nośników oraz, co zupełnie oczywiste podatnego gruntu.

Autorytet, podobnie zresztą jak osoby z pierwszego grona naśladowców musi być postacią wyjątkową, obdarzoną wglądem wewnętrznym, charyzmą i zdolnością do poświęcenia dla sprawy, czyli najczęściej nakarmienia memu własną krwią.

Jakość elity powielającej mem to jednak nie wszystko. Liczą się oczywiście zalety samego memu walczącego o przetrwanie. Aaron Lynch wyróżnił siedem czynników transmisji memu. Najważniejszy to wartości rodzicielskie, czyli rzecz oczywista dla wszystkich wierzących; im więcej potomstwa tym więcej wiernych. W parze z tym idzie wydajność rodzicielska, troska o wpojenie tychże memów potomstwu, co wiąże się z separatyzmem. Prozelityzm jest z kolei tym czynnikiem, który umożliwia przejście memu poza więzy rodzinne danej grupy. Dalej zachowawczość i ksenofobia są uzupełniającymi się wartościami; z jednej strony mem wymaga nie odrzucania go przez nośnik, z drugiej wyparcia się innych konkurencyjnych memów, lub wręcz ich aktywne zwalczanie. Ostatnią parą będą czynniki poznawcze i motywacyjne. Mem powiela się lepiej jeśli dzieje się to na drodze aktywnej, czyli zawiera on koncepcje świadomego powielania (nawracania).

Weźmy za przykład chrześcijaństwo, doskonale spełnia ono powyższe cechy. Jest religią objawioną, obiecującą nagrodę w lepszym świecie. Posługuje się czarno białą optyką świata w kategoriach swój – obcy. Monoteizm, uniwersalizm, misjonarskie zacięcie odbiciem czego w sferze politycznej jest oczywiście teokratyczne imperium z władcą będącym ziemskim pomazańcem dopełniają reszty.

Podatny grunt to kwestia czasu i miejsca. Chrześcijaństwo było znakomitą odpowiedzią na potrzeby ówczesnej rzeczywistości. Niepewny świat późnego cesarstwa skłaniał do eskapizmu. Poza tym atrakcyjna była sama oferta, dostępna dla każdego, za niską cenę dla tych którzy i tak nie mieli czym płacić, poczucie rodzinnej wspólnoty z innymi wiernymi, oraz nadzieja na zbawienie, były tym czego nierzadko brakowało innymi kultom tej epoki.

Można też odwrócić to rozumowanie; to potrzeba czasu stymuluje powstanie danego memu. Duch dziejów wydaje plon w postaci idei. Nie byłoby przecież buddyzmu, gdyby nie degeneracja kasty bramińskiej, judaizmu czy islamu bez potrzeby konsolidacji plemion, komunizmu i wreszcie chrześcijaństwa bez krachu tradycyjnego judaizmu i nadziei mesjanistyczno- eschatologicznych na wyzwolenie narodu wybranego. Tak się jednak złożyło, iż w tym przypadku nadzieje i legendy narodu wybranego oderwały się od pierwotnego podłoża i w trakcie wielowiekowych przemian nasiąkły oczekiwaniami i mitami całego basenu Morza Śródziemnego. Nie doszłoby do tego, gdyby nie śmiały krok Pawła by zerwać z judeochrześcijaństwem otwierając się na pogan. W wyniku tej mutacji powstał Kościół Rzymsko Katolicki. Za tę cenę niebagatelnego kompromisu chrześcijanie zapłacili zdradą własnych ideałów. Katakumby i lochy zamieniono na luksusowe sale dworskie.

Chrześcijaństwo czekało na ten moment dziejowy dość długo, aż trzy wieki, będąc w dodatku retuszowane już od czasów Pawła z Tarsu a potem apologetów Kościoła, by być daniem strawnym zarówno dla Greka jak i Żyda. Historyczna rola apostoła pogan była tu chyba o niebo większa niż samego protoplasty. W końcu to Paweł przetłumaczył chrześcijaństwo na język antycznych kultów misteryjnych. To on odciął się od zewnętrznych form żydowskiego folkloru. To on wreszcie zanegował wywrotowy wobec rzymskiej władzy charakter mesjańskiego mitu Jeśli wroga nie dało się pokonać w otwartej walce jak chciały tego millenarystyczne sekty żydowskie to należy go przekonać/ nawrócić. Być może ten genialny konwertyta, który z równym zapałem z jakim zwalczał chrześcijaństwo był później jego misjonarzem dostrzegł w tej marginalnej sekcie, nie wroga, lecz sojusznika judaizmu, jego upgrade, który po odpowiedniej modyfikacji genetycznej będzie znakomitym Koniem Trojańskim dla wrogiego Imperium.

Imperium nie od razu jednak połknęło haczyk. Chrześcijaństwo było na tyle nowe i obce duchowi rzymskiemu, iż władza patrzyła na nie podejrzliwie jak na potencjalną siłę wywrotową i anarchizującą. Wydawałoby się, że ten mem nie miał szans, nie tylko na zwycięstwo, ale i na przetrwanie. Wielkie prześladowania zdawały się to potwierdzać.

Nic tak jednak nie ożywia i spaja ruchu religijnego czy politycznego jak krew męczenników. Wiedzieli o tym ojcowie kościoła jak Tertulian, którzy wręcz utyskiwali na złagodzenie polityki rzymskiej wobec chrześcijaństwa, jak i sami cesarze, choćby Julian Apostata, który świadomie unikał fizycznych prześladowań.

Krwią męczenników chrześcijaństwo pokazało, iż chociaż może i jest zabobonem ale za to 'jakimś', pośród morza letnich i niewymagających kultów tego okresu. Jednocześnie władza rzymska od jakiegoś czasu borykała się z problemem autorytetu cesarskiego (okres cesarzy wojskowych), by temu zaradzić podejmowano się absolutyzacji władzy kreując cesarza na poplecznika najwyższego boga – Sol Invictus (Aurelian). Innym z kolei rozwiązaniem była tetrarchia. Władza spoczywająca w rękach czterech pełniących urząd władców miała gwarantować pokój. Było tak do czasu, gdy ambitny tetrarcha Konstantyn nie postanowił skupić jej w swoim ręku.

Za swoich patronów uznawał analogicznie bogów najwyższych, nieskłonnych do dzielenia się autorytetem; Apolla, Heliosa, Sol Invictus. W końcu wybór padł na Chrystusa, a właściwie to wszystkie wymienione bóstwa zlały się z nim w jedno. Powodów mogło być wiele, mniejsza o nie. Ważne jest to, czym byłby Kościół pierwszych wieków, gdyby nie polityczne zaangażowanie Konstantyna w walkę z Maksencjuszem. Wylęgarnią fanatyzmu we wschodnich slamsach i marginalną sektą na Zachodzie. Konstantyna walka o władzę była dla Kościoła momentem historycznym i to dzięki niej zwyciężył.

Chrześcijaństwo dzięki Konstantynowi stworzyło teokratyczne (faktycznie władza polityczna kierowana była zakulisowymi intrygami kleru) imperium. Ceną był jednak kompromis tak daleki, iż stało się Rzymskim Katolicyzmem. Taki był opór rzeczywistości, która, podobnie jak w przypadku późniejszego komunizmu zadrwiła z idei.

Chrystus zaś, na kilka stuleci zapomniał o swoich żydowskich, ba, nawet ludzkich korzeniach i zamieniając koronę cierniową na słoneczną aureolę Heliosa zasiadł na tronie królestwa jak najbardziej z tego świata. Na mozaikach i freskach późnego imperium widzimy nie męczennika wiary, lecz kolejne wcielenie Sol Invictus, kosmokratora, surowego cesarza imperium niebiańskiego. Wkrótce jednak imperium przestało istnieć, ale ziarno raz zasiane wydało plony; przez stulecia rdzeniem ideowym kontynentu były wschodnie mity i podania, a antyczna oraz rdzenna kultura przejawiała się jedynie w czysto zewnętrznych formach.

W świetle tego nie powinno dziwić dlaczego dzisiejsi obrońcy Zachodu utożsamiają cywilizację łacińską z mitologią ludów Mezopotamii i Basenu Morza Czerwonego.

 

You voted 2. Total votes: 7983