Libanios
(1) Ponieważ na wielu poprzednich obradach moje wystąpienia były słuszne, jak ty, władco, sam przyznałeś, i miałem przewagę nad tymi, których i chęci, i słowa szły w przeciwnym kierunku, bo rady moje były lepsze, więc i teraz przyszedłem, by to samo uczynić, ożywiony tą samą nadzieją. Obyś ty teraz zwłaszcza dał chętny posłuch mym słowom! A jeśli nie posłuchasz, nie sądź przecie, że ten, który zabrał głos, występuje wbrew twoim interesom. Weź oto pod uwagę, pomijając już resztę, wielkie wyróżnienie, jakie mi okazałeś, i pomyśl nad tym, jak mało prawdopodobną jest rzeczą, by nie miłował gorąco swego dobrodzieja ten, który doznał dobrodziejstw. Z tej właśnie przyczyny uważam za swój obowiązek udzielać rady w tych wszystkich sprawach, w których, moim zdaniem, mam coś pożytecznego do powiedzenia. Bo nie widzę, w jaki inny sposób mógłbym okazać swą wdzięczność władcy, chyba przez swe mowy i pożytek z nich płynący.
(2) Niemało ludzi będzie oczywiście zdania, że poruszam temat bardzo niebezpieczny, skoro zamierzam przemawiać do ciebie w obronie świątyń, żeby wykazać, iż nie powinny one być przedmiotem prześladowań, jak teraz właśnie się dzieje. Ale mnie się zdaje, że ci, którzy żywią takie obawy, całkiem błędnie oceniają twoją naturę. Bo, moim zdaniem, tylko człowiek gniewliwy i twardy, jeśli słyszy mowę, która mu się nie podoba, od razu przystępuje do wymierzenia kary za wypowiedziane słowa, człowiek zaś łaskawy, ludzki i łagodny - a to są właśnie twoje przymioty - ogranicza się do tego, że odrzuca radę, która mu nie trafia do przekonania. W wypadkach bowiem, kiedy w mocy słuchacza jest dać uchylać się od jej wysłuchania, skoro nie wypada ani uchylać się od jej wysłuchania, skoro nie wynika stąd żadna szkoda, ani, jeśli nie podziela on wyrażonych poglądów, unosić się gniewem i szukać pomsty za to, że ktoś odważnie wypowiedział rzeczy, które uważał za najodpowiedniejsze.
(3) Proszę tedy, panie, żebyś skierował swe wejrzenie na mnie, który wygłaszam mowę, a nie zwracał oczu na tych, którzy będą chcieli za pomocą wielu sposobów podejść i ciebie, i mnie. Jakże często wymowa skinienia więcej znaczy niż moc prawdy! Uważam, że przeciwnicy powinni spokojnie i bez złości pozwolić mi wyczerpać temat; potem sami będą mogli zabrać głos i próbować zbić moje twierdzenia.
(4) Pierwsi ludzie, którzy się zjawili na ziemi, władco, osiedlili się w miejscach wysoko położonych, znajdując dla siebie schronienie w jaskiniach i lepiankach i od razu wytworzyli sobie pojęcie o bogach; a skoro poznali, jak wiele znaczy dla ludzi ich życzliwość, wznieśli im świątynie - oczywiście takie, na jakie stać było pierwszych śmiertelników - i posągi. Gdy zaś rozwój życia społecznego doprowadził do powstania miast, a sztuka budowania była dostatecznie rozwinięta, pojawiły się miasta w wielkiej liczbie, jedne u stóp gór, inne na równinach, a w każdym z nich po obwarowaniu zaczątkiem organizmu miasta były świątynie i przybytki bogów. Ludzie byli rzeczywiście przeświadczeni, że tego rodzaju sternicy zapewnią im też największe bezpieczeństwo.
(5) Jeślibyś przeszedł całą ziemię, którą zajmują Rzymianie, wszędzie na to samo natrafisz. Nawet w pierwszym z kolei po największym mieście istnieją jeszcze niektóre świątynie, prawda że pozbawione wszelkiej czci i w znikomej liczbie, choć było ich tak wiele, ale ostatecznie świątynie nie zniknęły całkowicie z powierzchni tego miasta. Przy pomocy tych właśnie bogów Rzymianie na wrogów wyruszali i w walce odnosili zwycięstwa. Po zwycięstwie zaś Rzymian dla pokonanych następowały czasy pomyślniejsze, niż były przed poniesieniem klęski, bo zwycięzcy uwalniali od wszelkiego strachu i pozwalali uczestniczyć w swym życiu obywatelskim.
(6) Byłem jeszcze dzieckiem, kiedy pohańbiciela Rzymu rozbił wódz prowadząc przeciwko niemu oddziały Galów, którzy wystąpili, poprzednio pomodliwszy się do bogów; gdy zwycięzca pokonał po nim również panującego, który zapewnił miastom rozkwit, uznał wprawdzie za korzystne dla siebie oddawać cześć innemu jakiemuś bogu i posłużył się bogactwami świątyń na budowę miasta, na którym mu zależało, ale nic zupełnie nie zmienił w ustalonym prawami kulcie. To prawda, że w świątyniach panowało ubóstwo, lecz spełniano w nich wszystkie ceremonie, jak to można było widzieć. (7) Potem władza przeszła na jego syna, a raczej cień władzy, bo rządy spoczywały w ręku innych: ludzi, którym wychowywanie księcia od początku zapewniło we wszystkim moc równą jemu. On więc, i rządząc pod ich rozkazami, dał się przez nich nakłonić do innych czynów nieszlachetnych i do zakazu ofiar. Wprowadził je z powrotem jego brat stryjeczny, posiadający pełnię zalet. Po jego zgonie w Persji - pomijam teraz, czego dokonał i co zamierzał - przez pewien czas jeszcze się utrzymywało składanie ofiar. Gdy zaś nastąpiły w państwie zamieszki, zostało ono zabronione przez dwóch braci, ale palenie kadzidła nie. To ostatnie przynajmniej zarządzenie zostało potwierdzone przez twoje prawo, tak że powinniśmy nie tyle boleć z powodu tego, czegośmy zostali pozbawieni, ile czuć wdzięczność za poczynione ustępstwo. (8) Ty przecież ani nie wydałeś nakazu o zamknięciu świątyń, ani nie wzbroniłeś nikomu dostępu do nich, ani nie usunąłeś ze świątyń i ołtarzy ni ognia, ni kadzidła, ni ofiar z innych wonności. A tymczasem ci oto ludzie, w czarne ubrani szaty, żarłoczniejsi od słoni i mnogością wypijanych kubków sprawiający trud tym, którzy usługują im przy pijatyce wśród śpiewów, choć to nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu ukrywają za pomocą bladości sztucznie wywołanej, ci ludzie, o panie, wbrew prawu, które nie straciło swej mocy, rzucają się na świątynie z kijami, z kamieniami, z drągami żelaznymi, niektórzy nawet bez niczego, tylko z gołymi rękoma i nogami. Wtedy zaś mamy łup Mizyjczyków: dachy się zrywa, mury zwala, posągi zrzuca, ołtarze wydziera z ziemi, a kapłani mają do wyboru albo milczeć, albo ponieść śmierć. Gdy pierwsza świątynia leży już w gruzach, biegną do drugiej, potem do trzeciej i ciągnie się rząd trofeów zwycięskich jeden za drugim - wbrew prawu. (9) Odważają się na to nawet w miastach, ale przede wszystkim na wsi. I wielu jest nieprzyjaciół w każdej miejscowości, a te rozproszone wrogie siły gromadzą się, by wyrządzać tysiączne szkody, i domagają się wzajemnych sprawozdań z działalności, a hańba temu, kto nic popełnił największych bezprawi! Rwą tedy poprzez wsie jak dzikie potoki i pustoszą je niszcząc świątynie.
Bo każda wieś, której świątynia ulega zburzeniu, zostaje oślepiona, doprowadzona do upadku i śmierci. Przecież duszą wsi, o władco, są świątynie, one to były zaczątkiem osady wiejskiej, a doszły do nas poprzez wiele pokoleń. (10) I rolnicy w nich pokładają wszelkie nadzieje co do mężów, niewiast, dzieci, wołów, pól i sadów. Toteż włość, na którą spadło takie nieszczęście, nie tylko zawodzi nadzieje rolników, ale i zapał do pracy gasi. Sądzą bowiem, że na próżno będą się trudzić, skoro zostali pozbawieni bogów, którzy kierowali ich wysiłki do odpowiedniego celu. Skoro zaś ziemia nie jest już przedmiotem takich starań jak przedtem, wydajność jej nie może się równać z poprzednim okresem. Wobec takiego stanu rzeczy i rolnik ubożeje, i cierpią na tym podatki. Chociażby bowiem ktoś bardzo pragnął uiścić daninę, niewypłacalność stoi na przeszkodzie.
(11) Tak więc w najżywotniejsze interesy godzą akty rozpasania, które się oni odważają popełniać na wsi. Wprawdzie twierdzą, że prowadzą wojnę ze świątyniami, nie ta wojna staje się źródłem bogacenia się, bo gdy jedni napadają na świątynie, drudzy zagrabiają dobytek nieszczęsnych wieśniaków - zarówno płody ziemi, jak i inwentarz żywy. Wtedy napastnicy uchodzą unosząc mienie ludności, którą zmusili do poddania się. Na tym jednak nie poprzestają, lecz przywłaszczają sobie także ziemię twierdząc, że należący do kogoś obszar jest ziemią świątynną; wielu zostało wyzutych z ojcowizny dzięki niezgodnemu z prawdą określeniu gruntów. Żerują więc na cudzych nieszczęściach i pędzą życie w rozkoszach ludzie, którzy - jak sami głoszą - głodowaniem oddają cześć swemu bogu. Jeśli zaś poszkodowani udadzą się do miasta, do pasterza - tak bowiem nazywają człowieka bynajmniej nie szlachetnego - jeżeli więc przyjdą do niego i wśród łez opowiadają o doznanych krzywdach, pasterz ów pochwala grabieżców, a skarżących się wygania uważając, iż mogą sobie poczytać za zysk, że nie spadło na nich większe nieszczęście. (12) A przecież, o panie, i ci ludzie są twymi poddanymi, o tyle użyteczniejsi od swych krzywdzicieli, o ile użyteczniejsi są ludzie pracy od darmozjadów. Bo pierwsi podobni są do pszczół, drudzy do trutni. Niech tylko zasłyszą, że jakaś wieś posiada coś nadającego się do zagrabienia, natychmiast się okazuje, że składa ona ofiary, dopuszcza się okropnych rzeczy i niezbędna jest wyprawa zbrojna przeciwko niej, zbiegają się wnet „stróże porządku" - bo to miano nadają swoim, łagodnie się wyrażając, grabieżom. Ale rabusie usiłują przynajmniej ukryć się i wypierają się występków, na które się odważają, a jeśli nazwiesz takiego rozbójnikiem, uważa on to za zniewagę, ci natomiast są pełni dumy ze swych postępków, przechwalając się nimi, opowiadając nich każdemu, komu są one nieznane i twierdzą, że zasługują na nagrody. (13) A przecież takie postępowanie czyż jest czymś innym jak wojną wydaną rolnikom w czasie pokoju? Bo nieszczęścia ich wcale nie są mniejsze dlatego, że doznają ich od współrodaków; przeciwnie, jeszcze ciężej jest znosić od ludzi, którzy podczas niepokojów wojennych musieliby być naturalnymi sprzymierzeńcami, w okresie pokoju krzywdy, które opisałem. (14) Jakież to wieści każą ci, o panie, gromadzić siły, przygotowywać oręż, naradzać się z dowódcami? Dlaczego jednych wysyłasz, gdzie potrzeba, innym przesyłasz rozkazy w sprawach naglących, innym pisemnie odpowiadasz na ich zapytania? A te mury świeżo wzniesione i te prace, które każesz wykonać w porze letniej, co to wszystko oznacza i jaki ma cel? I co zapewnia miastom i wsiom życie bezpieczne, sen spokojny, nie tylko brak trwogi na myśl o wojnie - jeśli nie powszechne przekonanie, że w razie jakiegoś napadu nieprzyjaciel sam raczej dozna straty, niż wyrządzi szkodę? Jeżeli więc, podczas gdy ty odpierasz wrogów zewnętrznych, część twych podwładnych napada na innych podwładnych, nie pozwalając im korzystać ze wspólnych dóbr, czyż przez to nie uwłaczają twojej, o panie, przezorności, troskom i trudom? Czyż ich postępowanie nie sprzeciwia się twojej własnej woli?
(l 5) „Przecież - powiadają- wymierzaliśmy karę jednostkom, które łamiąc prawo zakazujące ofiar, składały bogom ofiary". Kłamią, gdy tak mówią, władco. Bo pośród tych ludzi nie obeznanych z kwestiami prawnymi nie ma nikogo tak zuchwałego, żeby uważał się za wyższego nad prawo; gdy zaś mówię „prawo", mam na myśli prawodawcę. Czy dasz temu wiarę, żeby ludzie, którzy odczuwają strach nawet przed chlamidą poborcy podatków, mieli za nic władzę królewską? Takie oskarżenia były często wysuwane przez tych ludzi i przed Flawianem, ale jeszcze nigdy nie zostały udowodnione. Teraz też brak dowodów.
(16) Oto odwołuję się właśnie do tych, którzy mają pieczę nad tym prawem. Kto widział kogokolwiek z tych ludzi, przez was doprowadzonych do ruiny, żeby składał na ołtarzach ofiary w sposób niedozwolony przez prawo? Jaki młodzieniec, jaki starzec, jaki mężczyzna, jaka kobieta, jaki mieszkaniec tej samej wsi, żywiący inny pogląd na bogów niż ci, którzy złożyli ofiarę? Kto z sąsiedztwa? A przecież nieżyczliwość i zazdrość doskonale mogłyby skłonić kogoś z sąsiadów, by ochoczo stawił się z zeznaniami przeciwko nim. Nikt jednak nie zgłosił się ani z danej wsi, ani z dalszej okolicy, ani też się nie zgłosi w obawie przed krzywoprzysięstwem, nie mówiąc już o strachu przed batogami. Jakiż więc dowód winy prócz twierdzenia tych oto ludzi, że oskarżeni złożyli ofiary, jakich nie wolno. Przecież to nie wystarczy cesarzowi.
(17) „A więc nie zabijali bydląt" - zapyta mnie ktoś. Owszem, ale urządzając ucztę, posiłek, przyjęcie; woły były zarzynane gdzie indziej, na żaden ołtarz nie spływała krew, nie palono żadnej części mięsa, nie zaczynano od posypania zwierzęcia jęczmieniem ofiarnym, ani nie towarzyszyła temu libacja. Jeśli zaś kilka osób zeszło się w jakimś uroczym zakątku i po zabiciu cielęcia czy barana, czy obu zwierząt, rozłożywszy się na ziemi spożywało mięso, częściowo upieczone, częściowo ugotowane, nie wiem, co za prawo mogli przez to przekroczyć. (18) Przecież, panie, nie zabroniłeś tego prawem, lecz zakazując jednej tylko rzeczy, na resztę pozwoliłeś. Toteż jeśliby pili, nawet spalając wszelkie możliwe wonności, nie naruszyliby prawa, ani nawet wtedy, gdyby wszyscy śpiewali podczas picia za czyjeś zdrowie i przyzywali bogów, chyba że chcesz prześladować każdego robiąc mu zarzuty z jego życia prywatnego.
(19) Było w zwyczaju, że wieśniacy licznie zbierali się u znakomitszych spośród siebie w dnie świąteczne; składano ofiarę, potem ucztowano. Jak długo wolno było to czynić, czynili tak. Potem, z wyjątkiem ofiary, reszta była dozwolona. Gdy więc tradycyjne święto do tego wzywało, szli za tym wezwaniem, czcząc święty dzień i siedzibę bóstwa w sposób nie narażający ich na niebezpieczeństwo. Że należałoby i ofiarę złożyć, tego nikt ani nie powiedział, ani nie słyszał, ani do tego nie namawiał, ani się nie dał namówić. Nawet nikt z wrogów nie może powiedzieć, że albo sam był naocznym świadkiem ofiary, albo że może wskazać jakiegoś donosiciela. Bo gdyby posiadali jeden lub drugi z tych dowodów, któż by im przeszkodził ciągnąć winnych do sądu i z krzykiem ich oskarżać, i to nie przed trybunałem Flawiana, lecz przed prawdziwymi sądami. Wszakże w ten sposób raczej mogliby liczyć na to, że wykorzenią ofiary, jeśli spowodują śmierć niektórych ludzi składających ofiary. (20) Ale oni odpowiedzą, że nie jest to ich sposób postępowania wydawać w ręce kata człowieka, gdyby nawet dopuścił się największych zbrodni. A ja już pomijam, ilu oni ludzi zabili w tych rozruchach, nie mając nawet względu dla wspólnoty nazwy, a pomijam, żeby kto nie odparł, iż takie zbrodnie są wynikiem braku zastanowienia się.
A że wygnaliście tych, którzy przez swe starania przychodzili z pomocą nędzy staruszek, starców i dzieci osieroconych, a znaczna ich część dotknięta jest kalectwem większości członków - czy to nie morderstwo? nie przyprawienie o śmierć? Czy nie pozbawiliście ich życia i przy tym skazując na śmierć najokrutniejszą, bo głodową? Po utracie przecież środków utrzymania to tylko im rzeczywiście pozostało. Gubiąc ich - gubiliście ludzi nie obciążonych żadnymi oskarżeniami, a mielibyście nie zgubić tych, którzy by przekroczyli prawo? Tak więc okoliczność, że prześladowcy unikali trybunałów, przemawia za tym, że ci ludzie nie składali ofiar. Zabijając ich bez sądu przyznają się do tego, że nie mieli żadnej podstawy dla wytoczenia sprawy sądowej.
(21) Jeżeli się zaś odwołują do pism zawartych w księgach, których, jak twierdzą, wiernie się trzymają, ja im przeciwstawię niegodziwe ich postępowanie. Gdyby oni nie gwałcili tych przykazań, nie prowadziliby życia zbytkownego. Lecz znamy ich i wiemy, w jaki sposób spędzają dnie, w jaki sposób noce. Czyż to prawdopodobne, by ludzie nie wzdragający się przed takimi postępkami przestrzegali zasad, na które się powołują? A tyle świątyń w tylu wsiach zniszczono przez ich zuchwałość, pijaństwo, chciwość i niechęć do panowania nad sobą. (22) Oto dowód. Był w mieście Beroe spiżowy posąg przedstawiający Asklepiosa o rysach urodziwego syna Klejniasowego, gdzie sztuka współzawodniczyła z naturą, a tak wielką odznaczał się pięknością, że nawet ci, którym dane było codziennie go oglądać, nie mogli się nasycić jego widokiem. Nie ma tak bezwstydnego człowieka, który by się ośmielił twierdzić, że temu posągowi składano ofiary. Ten więc posąg, o panie, który musiał kosztować wiele pracy, który był dziełem wspaniałego talentu, został rozbity w kawałki; nie ma go wcale; pracę rąk Fidiasza rozebrało między siebie wiele rąk. Z powodu jakiej krwi? Jakiego noża ofiarnego? Jakich niedozwolonych oznak czci? (23) Jak więc w Beroe, gdzie nie mogli się powołać na żadną ofiarę, jednak rozbili na kawałki posąg Alcybiadesa, raczej zaś Asklepiosa, pozbawiając miasto posągu, który był jego ozdobą, tak samo bez wątpienia postępowali ze świątyniami na wsi. Nikt nie składał tam ofiar, a świątynie, w których ludność po trudach znajdowała wytchnienie, ulegają zburzeniu - tak większe, jak mniejsze. Ludzie, na których spadają te ciosy, podobni są rozbitkom, co utracili wiozący ich okręt.
(24) Któż tedy powinien podlegać karze: czy ludzie, którzy przestrzegają praw, czy ci, którzy zamiast im - zadość czynią własnej samowoli? Bo jeżeli jest przestępstwem, o panie, brak posłuszeństwa twoim nakazom, i jeżeli w oczywisty sposób są im posłuszni ludzie, którzy nie składają ofiar, a naruszają je ci, którzy burzą to, co zgodnie z twoim postanowieniem mają właściciele zachować, w takim razie ci ludzie, którzy nałożyli karę, muszą być ukarani przez sam fakt, że sami wymierzali sprawiedliwość. Wymierzyli bowiem karę przeciwną prawu, bo pozostawili przy życiu tych, których uważali za winnych, a skazali na zniszczenie przedmioty martwe, którym nie można nic zarzucić.
(25) A nawet gdyby tu było wielkie przestępstwo, to ich rzeczą było wykazać, że ci ludzie zasługują na karę, a rzeczą sędziego - wymierzyć karę. Nie brak było przecież sędziów, skoro wszystkie prowincje znajdują się pod ich władzą. W ten właśnie sposób krewni zamordowanych biorą pomstę nad zabójcami: swoim oskarżeniem, a wyrokiem sędziów. Nikt też, odwołując się raczej do własnego ramienia niż do sprawiedliwości, nie chwyta za miecz i nie przykłada go do gardła zabójcy; nie postępuje się tak nawet w stosunku do ograbiającego zmarłych, zdrajcy czy do innych przestępców; nigdy się tak nie robiło i nie będzie się robić - zamiast mieczów służą oskarżenia, pozwy i procesy. (26) I wystarcza, moim zdaniem, sędziemu, że kara jest wymierzona przez osoby przewidziane prawem. Ale ci jedni spośród wszystkich sami sądzili przestępstwa, o które oskarżali, a po wydaniu wyroku sami też wykonywali powinności katów. O co im przy tym chodziło? Nawrócić na swoją wiarę czcicieli bogów, odciąwszy im dostęp do świątyń? Co za głupota i naiwność! Bo któż tego nie wie, że właśnie na skutek doznanych prześladowań więcej jeszcze niż poprzednio okazują przy wiązania do dawnego kultu? Podobnie jak ludzie zakochani, gdy trafiają na przeszkody w miłości, bardziej się w niej utwierdzają i gorętszymi stają się wielbicielami osoby ukochanej. (27) Gdyby niszczenie przedmiotów kultu miało prowadzić do zmiany wierzeń religijnych, dawno zburzono by świątynie, i to z twego nakazu, bo od dawna chętnie widziałbyś taką zmianę. Ale wiedziałeś, że nie potrafisz tego dokonać. Dlatego zostawiłeś w spokoju te świątynie. Jeśli zaś ci ludzie żywili nawet tego rodzaju nadzieje, powinni byli przystąpić do dzieła przy twoim współdziałaniu, by w chwale stąd wypływającej dać udział władcy. Byłoby oczywiście lepiej, gdyby udało się im osiągnąć swe zamierzenia bez naruszenia prawa, niż z jego pogwałceniem.
(28) A jeżeli będą ciebie zapewniać, że niektórzy przy zastosowaniu tych środków zmienili się i podzielają ich poglądy na bóstwo, nie daj się zwieść, bo oni mówią o pozornych, a nie rzeczywistych nawróceniach. Nie odstąpili oni wcale od swej wiary, tylko tak mówią. Ale to nie oznacza, że porzucili dawnych bogów, by czcić nowych; po prostu oszukują swych prześladowców. Bo rzeczywiście idą dla dokonania zewnętrznych aktów kultu, znajdują się w ich tłumie i spełniają wszystkie inne czynności tak jak tamci, ale choć przybierają postawę modlitewną, nie przyzywają nikogo, albo swoich bogów, co nie jest wskazane w takim miejscu, jednak tak czynią. Jak więc przy wystawianiu tragedii aktor grający tyrana nie jest tyranem, lecz tym, kim był przed przywdzianiem maski, tak każdy z nich pozostał sobą, ale im wydaje się zmieniony. (29) Cóż więc oni na tym zyskują, kiedy nawrócenie polega tylko na słowach, i nie towarzyszy mu zaś czyn? Przecież w tych właśnie sprawach trzeba przekonywać, nie przymuszać. Kto zaś nie umiejąc przekonać, ucieknie się do przymusu, nic nie osiągnie, tylko się będzie łudził. Podobno nawet we własnych ich prawach nie ma takiej zasady, bo przekonywanie jest uznawane, natomiast stosowanie przymusu ganione. Czemuż więc jak szaleni rzucacie się na świątynie? Jeśli nie udaje się wam przekonać, czyż trzeba stosować przemoc? Jawnie naruszacie w ten sposób i swoje własne prawa!
(30) Lecz twierdzą, że w interesie ziemi i jej mieszkańców leży, by świątyń w ogóle nie było. Tu muszę powiedzieć z ogromną szczerością, panie, co myślę, a lękam się, bym nie uraził kogoś możniejszego ode mnie. Niech jednak słowa płyną dalej, mając jeden cel: prawdę.
(31) Niechże więc powie mi ktoś z tych ludzi, którzy porzuciwszy obcęgi, młoty i kowadła chcą rozprawiać o niebie i jego mieszkańcach, kogo uznawali Rzymianie: czy ich boga, czy tych bogów, którzy posiadali świątynie i ołtarze i od których za pośrednictwem wieszczbiarzy dowiadywali się, co trzeba czynić, a czego nie trzeba; ci Rzymianie, którzy zaczynając od małych i nieznanych początków potrafili osiągnąć najwyższą potęgę? Czyż ofiary, które Agamemnon wszędzie składał, płynąc ku Ilionowi, sprawiły, że powracał on okryty hańbą, czy jako zwycięzca chodzący w sławie dzięki Atenie? A czyż nie wiemy, że Herakles, który przed Agamemnonem zburzył ten sam gród, dzięki ofiarom składanym bogom pozyskał ich przychylność? (32) Jeszcze teraz sławny jest Maraton nie tyle dzięki męstwu dziesięciu tysięcy Ateńczyków, co przez zjawienie się Pana i Heraklesa, a Salamina jest „boska" nie tyle dzięki zwycięstwu trzystu okrętów greckich, co dzięki pomocy otrzymanej z Eleuzis, gdy bogowie skierowali się ku walczącym okrętom, śpiewając hymn, który im był poświęcony. Można by wymienić niezliczone wojny prowadzone przy życzliwości bogów, a ta życzliwość - na Zeusa! - objawia się również w okresach pokoju i bezpieczeństwa.
(33) Co najważniejsze zaś, to że ci, którzy okazali najwięcej pogardy tej dziedzinie kultu, nawet wbrew swej woli okazują poszanowanie! Któż to taki? Ci, którzy się nie odważyli znieść ofiar w Rzymie. Przecież jeśli cała sprawa ze składaniem ofiar nie ma żadnego sensu, dlaczego te próżne czynności nie zostały zabronione? A jeżeli ofiary przynoszą nawet szkodę, to jeszcze jeden powód więcej, by je usunąć. Lecz jeśli trwałość państwa jest oparta na ofiarach składanych w Rzymie, trzeba przyjąć, że wszędzie wychodzi na dobre składanie ofiar; jeśli bóstwa w Rzymie zapewniają większe korzyści, a bóstwa wsi i innych miast mniejsze, to każdy zdrowo myślący gotów jest przyjąć i takie. (34) Bo i w wojsku też nie każdy oddaje równe przysługi, wysiłki jednak każdego wpływają na wynik bitwy. To samo można powiedzieć i o obsadzie wioślarskiej: wszystkie ramiona nie mają jednakiej siły, przecież pożyteczny jest i wioślarz gorszy od przodującego. Podobnie wśród bogów: jeden opiekuje się berłem Rzymu, drugi chroni podległe Rzymowi miasta, inny znów czuwa nad wsią, zapewniając pomyślność. Niechże więc świątynie istnieją wszędzie albo niech ci ludzie przyznają, że ty, władco, żywisz nieprzyjazne uczucia wobec Rzymu, skoro pozwalasz mu spełniać czynności, które wyjdą mu na szkodę.
(35) Przecie nie tylko w Rzymie zostały utrzymane ofiary, ale i w mieście Sarapisa, potężnym i wielkim, posiadającym mnóstwo okrętów, za pomocą których plony Egiptu oddaje ono do powszechnego użytku wszystkich ludzi. Żyzność kraju jest dziełem Nilu, uczty zaś ofiarne właśnie skłaniają Nil do wzbierania i wylewania na pola; jeśli nie będą one urządzane w odpowiedniej porze i przez odpowiednie osoby, rzeka nie zechce sama się podnieść. Wiedzieli o tym dobrze, jak mi się zdaje, ci, którzy chętnie by znieśli i te biesiady, a jednak ich nie znieśli, lecz pozwolili, żeby rzeka była ugaszczana według obyczaju z dawna przyjętego, by otrzymać od niej zwykłą zapłatę. (36) Cóż tedy? Czyż dlatego, że nie w każdej okolicy znajduje się rzeka dostarczająca ziemi darów Nilu, nie powinno być tam świątyń i ma je spotkać los, jaki by zadowolił tych zacnych ludzi? Chętnie bym ich zapytał, czy odważą się wystąpić z wnioskiem, żeby ustały oznaki czci okazywane Nilowi, a przez to odsunąć od jego wód ziemię, żeby nie było zasiewów ani żniw, ani łanów pszenicy, ani żadnych innych plonów, żeby nie wywozić stąd, jak się to dzieje teraz, bogactw na cały świat. Jeżeli zatem w tej sprawie nie ośmielają się otworzyć ust, sami zbijają swoje twierdzenia przez to, czego nie mówią. Ci bowiem, którzy nie twierdzą, że trzeba pozbawić Nil oznak czci, przyznają, że kult świątyń przynosi korzyść ludziom.
(37) Kiedy zaś wspominają tego władcę, który ograbił świątynie, pomijam już, że nie posunął się on do zakazu ofiar, a zapytuję, kto drożej okupił odebranie mienia świątynnego? Najpierw sam siebie ukarał, a po swej śmierci doznał dalszych nieszczęść, gdy jego potomkowie podnieśli broń na siebie i nikt z nich nie pozostał przy życiu. A przecież daleko lepiej byłoby dla niego, gdyby na tronie zasiadał ktoś z jego rodu, niż żeby miasto noszące jego imię. było coraz bogatsze w budowle, co wywołuje straszne na niego przekleństwa ze strony wszystkich ludzi - wyjąwszy tych, którzy tam zażywają w sposób bezecny zbytku - ponieważ za cenę własnej nędzy zapewniają temu miastu dobrobyt.
(38) A kiedy po ojcu wspominają jego syna i mówią, że burzył on świątynie, przy czym burzyciele nie mniej się natrudzili niż budowniczowie - do tego stopnia było trudno oddzielić od siebie kamienie spojone i złączone ze sobą bardzo mocno - kiedy więc, powtarzam, mówią o tym, ja dodam coś jeszcze ważniejszego: oto on rozdarowywał świątynie swoim dworakom, tak jak się daje konia, niewolnika, psa czy czarę złotą; ale zgubne to były dary dla obu stron - i dla darującego, i dla otrzymujących. On bowiem przeżył całe życie w strachu i obawie przed Persami, lękając się każdej wiosny ich napadu, jak małe dzieci boją się Mormon; a spośród obdarowanych jedni - co za nieszczęście! - zeszli z tego świata bezdzietni i przed sporządzeniem testamentu, dla drugich byłoby lepiej nie mieć dzieci.
(39) Tak wielka jest niesława, w jakiej pędzą życie ich synowie, tak zacięte wiodą między sobą walki przebywając wśród kolumn pochodzących ze świątyń, tych kolumn, które oczywiście są przyczyną ich nieszczęść. Oto droga do szczęścia, którą przekazali swym dzieciom owi ludzie, umiejący się bogacić! Teraz ludzie, których do Cylicji sprowadzają choroby, wymagające zbawczej dłoni Asklepiosa, wracają z niczym na skutek znieważenia, któremu uległo święte miejsce. Czyż to możliwe, żeby oni powracali nie złorzecząc sprawcy swych nieszczęść?
(40) Władca powinien tak się w życiu zachowywać, by i po śmierci żyć dzięki sławie, która towarzyszy jego czynom. Takim był - wiemy o tym - ten, który przejął władzę po swym poprzedniku, a obaliłby władzę Persów, gdyby zdrada nie przeszkodziła mu w uskutecznieniu zamysłów. Wielki jest jednakże i po śmierci. Bo zginął na skutek zdrady, jak Achilles, i jak Achillesa sławią go za czyny, dokonane przed śmiercią. (41) Sprawili to bogowie, którym oddał świątynie, przywrócił cześć, święte obwody, ołtarze i krew ofiarną. Gdy od bogów się dowiedział, że po upokorzeniu dumy Persów zaraz umrze, za cenę własnego życia kupił sławę, zdobywając wiele miast, pustosząc niejedną okolicę, nauczywszy uciekać tych, co dotychczas ścigali, miał też, jak powszechnie wiadomo, przyjąć poselstwo przynoszące poddanie się nieprzyjaciół. Powitał tedy radośnie otrzymaną ranę i spoglądał na nią z dumą, sam nie uronił łzy, a tym, którzy płakali, czynił wyrzuty, że tej rany nie uważają za bezwzględnie większy zysk dla niego niż życie aż do starości. Jeśli liczne poselstwa do nas po jego śmierci przybywają, to tylko dzięki niemu; jeśli Achemenidzi zamiast orężem wolą się posługiwać układami - jego to zasługa, bo strach przez niego wzbudzony zapadł im w serce. Takim był władca, który podniósł z upadku świątynie bogów; sprawca czynów potężniejszych niż ludzka niepamięć, sam ponad niepamięć potężniejszy.
(42) Ja bym jeszcze się zgodził z tym, żeby jego poprzednik burzył, równał z ziemią i obracał w perzynę świątynie nieprzyjaciół, skoro już był zdecydowany bogów mieć za nic, chociaż szlachetniej postępuje ten, kto oszczędza świątynie, nawet należące do nieprzyjaciół. W obronie zaś świątyń własnego kraju, wzniesionych rękami wielu ludzi z nakładem trudu, czasu i olbrzymich sum, powinien był narazić się nawet na niebezpieczeństwo. Jeśli bowiem trzeba na wszelki sposób ochraniać miasta i wszystko, co się w nich zawiera, jeżeli miastom dodają świątynie większego blasku niż inne budynki i jeżeli świątynie są po pięknych pałacach królewskich najcenniejszymi budowlami miasta, jakżeż można pozbawiać je opieki i nie troszczyć się o to, by wchodziły w skład miasta? Przecież są to budowle, choćby nie były świątyniami. Potrzebne są, tak myślę, budynki dla przyjmowania podatków. Niechże służy ku temu świątynia, ale niech stoi cało, a nie leży w upadku. Nie oburzajmy się więc za ucięcie ręki człowiekowi, jeżeli uważamy za słuszne wydzieranie miastom ich oczu i nie opłakujmy budowli, które padają podczas trzęsienia ziemi, skoro sami, gdy nie ma trzęsienia ziemi i zgubnych jego skutków, powodujemy podobne szkody. (43) Świątynie niewątpliwie są własnością panującego, jak i pozostałe budowle. Otóż rozważ, czy człowiek rozsądny będzie topił własne swe mienie? Ktoś, kto rzuca do morza swoją sakiewkę, nie jest przy zdrowych zmysłach; sternik, który by przeciął linę niezbędną dla okrętu lub nakazał wioślarzowi rzucić do morza wiosło, wywołałby swoim postępowaniem przerażenie. A czyż władza, która by pozbawiła miasto tak ważnej części, oddałaby mu ogromną przysługę? Bo po cóż niszczyć budowlę, której można użyć w innym celu? Czyż to nie wstyd, że wojsko prowadzi wojnę z kamieniami ojczystymi, a dowódca stojący na czele oddziałów zachęca do walki przeciw starożytnym budowlom, które się wzniosły ku górze dzięki wielu wysiłkom, a których ukończenie stanowiło święto dla ówczesnych panujących?
(44) Niech nikt jednak nie sądzi, że to jest oskarżenie skierowane przeciwko tobie, o panie. Oto leży przy granicy perskiej świątynia, z którą nic się nie da porównać, jak świadczą zgodnie wszyscy, którzy ją oglądali. Olbrzymia ta świątynia z olbrzymich głazów była zbudowana i zajmowała tak wielką przestrzeń jak i miasto. Podczas grozy wojennej stanowiła ona taką obronę dla mieszkańców, że nieprzyjacielowi nie opłacało się wzięcie samego miasta, jeżeli nie zdołał on zdobyć ponadto i świątyni, gdyż siła jej murów stawiała czoło wszelkim machinom oblężniczym. Co więcej, gdy weszło się na jej dach, widziało się stąd olbrzymią połać kraju nieprzyjacielskiego - niezwykle korzystna okoliczność dla napadanych. Sam też słyszałem, jak niektórzy się spierali, która z dwóch świątyń bardziej cudownym jest dziełem, czy ta właśnie już nieistniejąca, czy też ta - niech bogowie zachowają ją przed podobnym losem - w której przebywa Sarapis. (45) Atoli ta tak wspaniała, tak wielka świątynia - pomijam już ukrytą piękność jej pułapu i mnogość posągów żelaznych, ukrywających się w mroku z dala od słońca - ta świątynia już nie istnieje, już jej nie ma. Boleść to dla tych, którzy widzieli jej upadek, radość dla tych, którzy go nie widzieli, bo w takich rzeczach oczy i uszy nie te same przeżycia powodują, a raczej ci, którzy nie widzieli upadku, i smucą się, i radują jednocześnie: smucą się, że została zniszczona, cieszą się, że tego nie widzieli.
(46) Jeśli jednak ktoś dokładnie się przyjrzy tej sprawie, pozna, że nie twoja tu wina, lecz człowieka, który ciebie wprowadził w błąd, człowieka złego, nienawistnego bogom, nikczemnego, chciwego, wielce nieżyczliwego ziemi, która go przyjęła, gdy na świat przychodził; otrzymał on dary od ślepego Losu, ale źle korzystał ze szczęścia; stał się niewolnikiem własnej żony, we wszystkim był jej powolny, widział w niej cały świat. Ona zaś musiała słuchać we wszystkim ludzi podżegających do takich czynów, ludzi, których cnota się przejawia w noszeniu przez całe życie płaszczów żałobnych, a na wyższym jeszcze stopniu - szat, które tkają tkacze worów. (47) Taka to szajka wprowadziła ciebie w błąd, oszukała, wyprowadziła w pole, a my wiemy od synów bożych, że i bogów wprowadzano w błąd. - „Składają ofiary z bydląt, i to tak blisko, że dym dochodzi do naszych nozdrzy; rzucają pogróżki, posuwając się coraz dalej, chełpią się i wierzą, że nie ma żadnej władzy silniejszej od nich". - Przez takie zmyślenia, takie matactwa i słowa podstępne, obliczone na wywołanie gniewu, sprawili, że najłagodniejszy z władców wyszedł niejako ze swojej natury, boć rzeczywistymi jego przymiotami są ludzkość, litość, miłosierdzie, łagodność i pobłażliwość, gotowość do ocalania raczej niż do gubienia. Byli wprawdzie tacy, którzy doradzali rzeczy słuszniejsze; ich zdaniem, jeżeli rzeczywiście zaszły podobne wykroczenia, należało ukarać zuchwalstwo, a tym samym zapobiec na przyszłość łamaniu prawa, ale ten nędznik, który uważał, że trzeba odnieść zwycięstwo Kadmosowe, odniósł całkowity triumf.
(48) On zaś powinien był dbać o twoje interesy przed własną przyjemnością i nie starać się o to, by wydać się wielkim w oczach ludzi, którzy porzucili pracę na roli, a utrzymują, że w górach obcują ze stwórcą wszechrzeczy, lecz czuwać nad tym, by twoje czyny wydawały się wszystkim ludziom szlachetne i godne pochwały. Teraz, gdy tylko chodzi o dostęp do twoich skarbów i czerpanie z nich do dna, wielu masz przyjaciół i sług, a twoje królowanie droższe im nad życie. Lecz gdy tylko w ważnej chwili jakieś postanowienie wymaga gorliwego oddania, twoje sprawy zaniedbują, a troszczą się o własne interesy. (49) A jeżeli ktoś podejdzie do nich i zapyta, co to znaczy, stawiają siebie poza oskarżeniem, bo odpowiadają, że postępują właśnie zgodnie z życzeniem cesarza, on więc powinien się usprawiedliwiać, i temu podobne rzeczy twierdzą. Lecz powinni byli się usprawiedliwiać oni, którzy nigdy nie będą pociągnięci do odpowiedzialności za swe czyny. Bo cóż można przytoczyć na usprawiedliwienie podobnych bezprawi? Wobec innych wypierają się, że to nie ich robota, a gdy znajdą się tylko z tobą, twierdzą, że niczym innym nie oddali tak wielkiej przysługi twemu domowi. Obyż od nich uwolnili twój dom ci, którzy powierzyli twojej władzy i ziemię, i morze! Większego dobrodziejstwa nie mógłbyś od nich otrzymać. Bo ci, którzy występując jako przyjaciele i opiekunowie doradzają nam rzeczy szkodliwe i nadużywają naszego zaufania, żeby nas zgubić, z łatwością mogą na nas sprowadzić biedę.
(50) No, ale przechodzę do nich, żeby wykazać ich nieprawość na podstawie tego, co zostało teraz powiedziane. Zobaczmyż, jakie podajecie powody, dla których została zrównana z ziemią owa wspaniała świątynia. Czyż nie dlatego, że taka była wola cesarza? Dobrze. Ci tedy, którzy ją burzyli, nie popełniali bezprawia, skoro wykonywali wolę cesarską. A więc każdy, kto popełnił czyny niezgodne z wolą panującego, postępuje bezprawnie? W takim razie wy jesteście ludźmi, którzy zupełnie nie mogą się powołać na otrzymany nakaz, by bronić swego postępowania. (51) Powiedz mi, dlaczego nie tknięta jest ta świątynia Fortuny, świątynie Zeusa i Ateny, i Dionizosa? Czyżby dlatego, że chcieliście je zachować? O, nie, lecz dlatego, że nikt nie upoważnił was do burzenia. A czyż otrzymaliście pozwolenie, by zburzyć te świątynie, które są zniszczone przez was? Nie. Jakżeż więc nie zasługujecie na karę! Albo jak możecie nazywać swoje postępowanie wymiarem sprawiedliwości, skoro poszkodowani nie popełnili w żadnym wypadku niczego, co by podpadało pod oskarżenie?
(52) Wolno ci było, o panie, wydać takie zarządzenie: „Niech nikt z moich poddanych nie wierzy w bogów ani ich nie czci, ani nie prosi ich o żadne dobro ani dla siebie, ani dla dzieci, chyba w milczeniu i w ukryciu. Niech każdy opowie się za tym, kogo ja czczę, niech uczestniczy w kulcie, który się jemu oddaje, niech zanosi modły w sposób odpowiadający temu bogu i niech zegnie swą głowę pod ręką tego, który rządzi ludem. Nie stosujący się do tego zarządzenia nieodmiennie poniesie śmierć". (53) Takie zarządzenie mogłeś przecież wydać z całą łatwością, a jednak nie uważałeś tego za stosowne, nie włożyłeś tego jarzma na dusze ludzkie. Choć sądzisz, że twoja wiara jest lepsza od dawnej, jednak nie uważasz tamtej za bezbożność, za przestępstwo prawnie karalne. Co więcej, nie wykluczyłeś od dostojeństw czcicieli bogów, ba, powierzyłeś im urzędy, dopuszczałeś, i to nieraz, do własnego stołu, przepijałeś do nich, a i teraz, w przekonaniu, że jest to korzystne dla państwa, po wielu innych przyjąłeś sobie za towarzysza człowieka, który przysięga na bogów nie tylko wobec innych, ale i wobec ciebie, a jednak nie oburzasz się, nie czujesz się obrażony takimi przysięgami, nie uważasz, że ten, kto w bogach pokłada swoje najlepsze nadzieje, musi być ze wszech miar człowiekiem złym.
(54) Jeżeli ty nas nie prześladujesz, podobnie jak i ten, który orężem pokonał Persów, nie ścigał tych poddanych, którzy co do religii różnili się z nim wyraźnie, jakżeż ci ludzie mogą nas prześladować? Jakim prawem urządzają na nas napady? Dlaczego rzucają się z gniewem na cudze posiadłości? Jak się to dzieje, że część dóbr pustoszą, część grabią i zabierają ze sobą? Bezczelność ich wyraża się nie tylko w popełnianiu takich bezprawi, ale w przechwalaniu się jeszcze swymi postępkami.
(55) My, panie, jeśli ty pochwalasz i zalecasz takie postępowanie, zniesiemy to, wprawdzie nie bez żalu, pokażemy jednak, że wdrożeni jesteśmy do uległości. Ale jeśli bez twego pozwolenia ci rabusie napadną na świątynie, które uniknęły ich szału, albo na te, które w pośpiechu podniesiono z ruiny, wiedz, że właściciele posiadłości będą bronić i siebie, i prawa.