Monteskiusz
Rozmaite sekty filozoficzne u dawnych ludów mogły być uważane za rodzaj religii. Nigdzie zasady nie były godniejsze człowieka i zdolniejsze wychowywać zacnych ludzi niż u stoików; i gdybym mógł na chwilę zapomnieć, że jestem chrześcijaninem, zniszczenie sekty Zenona byłbym gotów pomieścić w liczbie nieszczęść rodzaju ludzkiego.
Przesadzała ona jedynie w rzeczach, w których jest wielkość: we wzgardzie rozkoszy i bólu.
Ona jedna umiała czynić obywateli; ona jedna czyniła wielkich ludzi; ona jedna czyniła wszystkich cesarzy.
Zostawcie na jedną chwilę na stronie prawdę objawioną; poszukajcie w całej naturze, a nie znajdziecie wspanialszego zjawiska niż Antoninowie; Julian nawet, Julian (głos wydarty w ten sposób nie uczyni mnie wspólnikiem jego odszczepieństwa), nie, nie było po nim monarchy godniejszego władać ludźmi.
Uważając bogactwa, zaszczyty, ból, zgryzoty, rozkosze za rzecz czczą, stoicy pracowali jedynie dla szczęścia ludzi, wypełniali obowiązki społeczne: zda się, iż owego świętego ducha, którego czuli w sobie, uważali za rodzaj dobrej opatrzności, czuwającej nad plemieniem ludzkim.
Zrodzeni dla społeczeństwa, wierzyli oni wszyscy, że losem ich jest pracować dla niego, tym mniejszym będąc mu ciężarem, iż nagrody ich mieściły się wszystkie w nich samych; byli szczęśliwi samą swoją filozofią, tak iż, zda się, jedynie szczęście drugich mogło pomnożyć ich szczęście.
Rozdział X O sekcie stoików z XXIV księgi O duchu praw, przeł. Tadeusz Boy-Żeleński