Zaratustra
Chrześcijaństwo, które odmienia słowo prawda przez wszystkie możliwe przypadki samo oparte jest na kłamstwie i kłamstwem jest na wskroś przeniknięte. Kłamstwa te nie biorą się ze świadomego zafałszowania, ale z braku zmysłu prawdy, braku pokory wobec rzeczywistości. Typowy przykład: gdy ich święte pisma w rażący sposób przeczą faktom, teologowie zaczynają mówić o „teologicznym zamyśle autora”. Kiedy indziej nakazują odczytywać je literalnie, niezależnie od jakiegokolwiek zamysłu. Prawda dla nich to coś innego niż zgodność sądu z rzeczywistością. Jeśli rzeczywistość nie zgadza się z ich sądami – tym gorzej dla rzeczywistości. Chrześcijanie mają jeden aksjomat: prawdą jest chrześcijaństwo. W praktyce chrześcijanie odwracają twierdzenie Arystotelesa, przyjacielem jest im prawda, ale większym przyjacielem Platon (oczywiście nie chodzi tu o Platona). Uważają, że dobro duszy wiernych usprawiedliwia każde kłamstwo. Wprost powiedział to Paweł z Tarsu ucząc przyjmować maski tych, między których wchodzi (dla Żydów być Żydem, dla Greków Grekiem). Ale to można by im wybaczyć.
Chrześcijaństwo, które powtarza swym wiernym za żydami "Nie kradnij", samo opiera się na kradzieży. Jego wyznawcy skradli Żydom ich boga, ale i innym religiom kradli ile się tylko dało: święta, świętych, świątynie, modlitwy, obrazy, mity, symbole. Jednocześnie chrześcijanie twierdzili, że ich religia bierze początek w Bogu samym, że wszystko, każdy sakrament pochodzi z boskiego ustanowienia. Gdyby choć zważali na to, co kradną, gdyby choć kierowali się w tym jakimś zamysłem! Tymczasem jedynym zamysłem, jaki można za tymi plagiatami dojrzeć jest chęć przypodobania się jak największej liczbie ludu. Ale i to można by im wybaczyć.
Gdyby obedrzeć chrześcijaństwo z wszystkiego, co ukradzione, niewiele by pozostało. A to, co by pozostało jest tym, czego już wybaczyć nie można.
Chrześcijaństwo uczyniło swego założyciela bogiem – to można by wybaczyć, nie jest to jedyny przypadek w historii. Ale okrzyknęło swego boga jedynym, najwyższym Bogiem! Co oznacza, że odmawiają innym bogom prawa do istnienia. Cóż jednak począć ma chrześcijanin, gdy staje wobec cudu, sprawionego w imię innego Boga? Dla tych przypadków dopuścili wyjątek w swym monoteizmie – postać diabła, który wszelkie inne cudowności doskonale tłumaczy. Jeśli cud nie jest wykonany w imię naszego boga – dzieje się w imię diabła, mocą diabelską. Wszystkie istoty, które nie są naszym bogiem są zatem diabłami, godne są nienawiści. Jeśli nawet prawdą jest, że to ludzie stworzyli bogów, to w bogach swych umieścili swe najwyższe wartości: odwagę, męstwo, mądrość, miłość, władzę, radość. Wszystko to zostało znienawidzone przez chrześcijan i okrzyknięte demonami. Dlatego w pełni zasługują oni na miano, jakie nadali im starożytni: wrogowie rodzaju ludzkiego. Tego im nie można wybaczyć.
Chrześcijaństwo stanowi najbardziej radykalną rewolucję. Rewolucja ta ma charakter etyczny, polega na wprowadzeniu jednej jedynej etyki absolutnej dla wszystkich. Hellenowie wiedzieli, że wojownik i żeglarz musi kierować się w swym życiu różnymi ideałami, dlatego każdy czcił innego boga. Inne normy obowiązywały bramina i siudrę. Żydzi mieli inne normy dla swoich i dla gojów. Jedynie chrześcijanie uznali, że tę samą etykę należy narzucić wszystkim stanom! Stali się zatem piewcami równości wśród ludzi. Dlatego chrześcijański wojownik zawsze ma nieczyste sumienie, polityk musi być wykastrowany i naiwny, a uczony zakłamany, skoro ma godzić prawdę z kościelną "prawdą". Tego wybaczyć nie można.
Mało tego, że jest to etyka jedna jedyna. Ale cóż to za etyka! Zrównując ludzi wobec jednego kanonu i podporządkowując wszystkich jednemu systemowi wartości zrównali w dół. Odtąd historia się już nie toczy, ale stacza. To etyka plebsu i motłochu. Normy uznawane z konieczności w najniższych warstwach społeczeństwa okrzyczane zostały za absolutne i uniwersalne! Rycerzu, nadstaw drugi policzek; kupcze, gdy zażądają od ciebie sukni oddaj i płaszcz; królu, nie przeciwstawiaj się złu! Błogosławieni głupi, ubodzy i słabi! Któż mógł to wymyślić, jeśli nie ten, kto nie ma siły by oddać cios, kto nie ma płaszcza ni sukni, kto nawykł do ulegania złu z własnej bezsilności, kogo natura nie obdarzyła rozumem, ani żadną cnotą szanowaną w społeczeństwie? W chrześcijaństwie został on wywyższony, pobłogosławiony, obiecano mu, że będzie sądzić możnych tego świata i dokona nad nimi pomsty. Nie jedyne to powstanie niewolników i ludzi podłego stanu, ale najokrutniejsze. Powstanie Spartakusa na przykład było powstaniem ludzi, których los umieścił w podłej kondycji, ale przeciwstawili swoim oprawcom własne siły, własny umysł, by dowieść – może zwłaszcza sobie – że zasługują na wolność, własność, panowanie. Chrześcijański motłoch nie miał czego przeciwstawić ludziom dostojnym. Dokonał zemsty znacznie okrutniejszej –okrzyknął, że to, czym się radują ludzie potężni i szlachetni to w ogóle nic, to zło, grzech i pokusa. Że mądrość, bogactwo, władza, ciało i życie są niczym dla ich Boga, że prawdziwie wielki jest ten, kto tym pogardza. I tego wybaczyć nie można.
Chrześcijaństwo ogłaszając się religią miłości przesycone jest na wskroś nienawiścią wobec tych, którzy nie myślą tak jak chrześcijanie oraz wobec wszystkich wyższych niż jego ideał: ubogi i nędzny głupiec „miły bogu”.
6, Maius, 2761 a.u.c
Wiele można by wymienić zbrodni popełnionych przez Kościół w historii, od przymusowej "ewangelizacji" pogańskich ludów, przez mordowanie tysięcy kobiet niewinnych, albo winnych jedynie wierności dawniejszej niż Kościół tradycji, mordowanie najrozsądniejszych uczonych, tylko dlatego, że nie chcieli myśleć i głosić pod sznurek kościelnych dogmatów i wiele innych. Sam Kościół odpowiedzialność za to wszystko zwykle zrzuca się na swych "grzesznych członków", bo jak wiadomo "ciało Chrystusa" z definicji jest bez grzechu, jego konto zasilają więc wyłącznie dobre czyny owieczek, nie obciążają nigdy złe. Z wszystkich historycznych zbrodni najtrudniej może wybaczyć tą, która dokonuje się obecnie: oto pomimo tego, że sami chrześcijanie cierpią prześladowania i niesprawiedliwość w krajach islamskich, Kościół wyciąga do islamu rękę. Kościół mówi o porozumieniu i dialogu z tymi, którzy mordują kobiety za to, że zostały zgwałcone, albo śmiały zakochać się w niewiernym. Którzy strzelają z armat do tysiącletnich posągów, gdyż zakazuje ich Koran, którzy są równie okrutni jak naziści a bardziej prymitywni niż komuniści. Którzy odrzucają zachodnie zdobycze rozumu i wolności w imię teokratycznego państwa podporządkowanego w całości jedynej "prawdzie" Koranu. W imię wyznawania rzekomo tego samego Boga Kościół staje dzisiaj po stronie innej religii monoteistycznej, odwracając się plecami do podbijanej Europy i jej dziedzictwa. Tego wybaczyć nie można.