Ayn Randt
Tytułowe powiedzenia Jezusa „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” (Ew. Łukasza 6:37, Biblia Tysiąclecia) stało się niemal przysłowiowe, wielu powtarza je bezmyślnie, jako coś oczywistego, co powinno wszystkim zamknąć usta i zakończyć dyskusje. Otacza je atmosfera podniosłego moralnego patosu. Guru przemówił, ogłoszona została zasada najwyższej etyki. Czy rzeczywiście. Spójrzmy na nią z boku. Pomoże nam w tym świetna filozof Ayn Rand. Pozwolę sobie oddać jej głos zostawiając czytelnikowi osąd, która z tych zasad wyraża wyższy poziom etyki:
Ayn Rand
[...]Nic nie niszczy i nie dezintegruje kultury czy charakteru człowieka tak dogłębnie jak reguła agnostycyzmu moralnego, pogląd, że nie wolno wydawać ocen moralnych na temat innych, że trzeba być moralnie tolerancyjnym wobec wszystkiego, że dobro polega na nierozróżnianiu dobra czy zła.
Jasne jest, kto na takim poglądzie zyskuje, a kto traci. Powstrzymywanie się zarówno od chwalenia ludzkich zalet, jak i od potępiania wad nie jest wcale zachowaniem wobec ludzi sprawiedliwości ani równym ich traktowaniem. Skoro konsekwencją owej bezstronnej postawy jest, że ani dobro, ani zło nie może niczego od ciebie oczekiwać — to kogo zdradzasz, a kogo popierasz?
Jednak wydanie oceny moralnej to ogromna odpowiedzialność. Aby być sędzią, trzeba mieć charakter bez skazy; trzeba być wszechwiedzącym i nieomylnym, i nie jest to kwestia błędnych wiadomości; trzeba być nieposzlakowanie uczciwym, czyli nigdy nie pozwalać sobie na czynienie świadomego, rozmyślnego zła. Tak samo jak sędzia w sądzie nie może się mylić, gdy dowody są niewystarczające, ale może zarazem nie pomijać istniejących poszlak, nie przyjmować łapówek i nie kierować się żadnym osobistym uczuciem, emocją, pragnieniem czy lękiem, które mogłyby zakłócić osąd jego umysłu o faktach — tak każda racjonalna osoba musi zachować ścisłą, uroczystą uczciwość w sali sądowej wewnątrz własnej świadomości, gdzie odpowiedzialność jest straszniejsza jeszcze niż w sądzie publicznym, gdyż to on, sędzia właśnie, jedyny wie, kiedy popełnia nieuczciwość.
Istnieje jednak sąd apelacyjny od naszych wyroków: rzeczywistość obiektywna. Sędzia, wypowiadając werdykt, sam stawia się. przed sądem. I tylko w dzisiejszym świecie amoralnego cynizmu. subiektywizmu i chuligaństwa może sobie człowiek wyobrazić, że ma swobodę wypowiadania wszelkiego rodzaju irracjonalnych osądów, i że nie grożą mu za to żadne konsekwencje. W rzeczywistości jednak o człowieku świadczą sądy, które sam wypowiada. Rzeczy, które potępia bądź chwali, istnieją w obiektywnej rzeczywistości i podlegają ocenie innych. Ganiać czy chwaląc, ujawnia człowiek swój własny charakter i normy moralne przez siebie wyznawane. Jeśli ktoś potępia Amerykę, a wychwala Rosję sowiecką, albo gdy atakuje fabrykantów, broniąc zarazem młodocianych przestępców, czy też wyszydza wszelkie dzieła sztuki, a pochwala kicz, to wyznaje tym samym naturę własnej duszy.
To właśnie lęk przed tą odpowiedzialnością skłania większość ludzi ku postawie powszechnej obojętności moralnej. To lek. najlepiej wyrażany maksymą: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni". Jednak maksyma ta w rzeczywistości jest zrzeczeniem się odpowiedzialności moralnej. Jest moralnym czekiem i n blanco, który wystawia się innym, oczekując na uzyskanie w zamian takiego samego czeku dla siebie.
Nie da się uciec od konieczności czynienia wyborów; dopóki człowiek musi wybierać, nie ma ucieczki od wartości moralnych; dopóki obowiązują wartości moralne, niemożliwa jest moralna neutralność. Powstrzymać się od potępienia oprawcy, to stać się współwinnym tortur i śmierci, które zadaje on swoim ofiarom.
Zasadą moralną, którą trzeba tu przyjąć, jest: ..Sądźcie i bądźcie gotowi na to, że i was sądzić będą".
Przeciwieństwem moralnej obojętności nie jest ślepe, arbitralne, faryzeuszowskie potępienie wszelkich przekonań, działań czy osób, które nie odpowiadają naszemu usposobieniu, zapamiętanym hasłom czy chwilowym ocenom. Przeciwieństwem ogólnej tolerancji nie jest wcale ogólne potępienie, lecz są to dwa sposoby tego samego uchylenia się od odpowiedzialności. Powiedzenie, że „wszystko jest białe", czy że „wszystko jest czarne", albo też że „wszystko nie jest ani białe, ani czarne, bo jest szare" nie jest osądem moralnym, ale ucieczką od odpowiedzialności za taki sąd.
Sądzić to znaczy oceniać daną jednostkę przez odniesienie do abstrakcyjnej zasady lub normy. Nie jest to proste zadanie; nie jest to zadanie, które można wykonać automatycznie, za pośrednictwem uczuć, „instynktów" czy podejrzeń. Jest to praca wymagająca najbardziej dokładnego, ścisłego i najbezwzględniej obiektywnego i racjonalnego myślowego procesu. Nietrudno jest uchwycić abstrakcyjne zasady moralne, może jednak być bardzo trudno zastosować je do konkretnej sytuacji, zwłaszcza gdy uwikłany jest w nią charakter moralny innej osoby. Gdy wypowiadamy jakikolwiek, pozytywny bądź negatywny osąd moralny, musimy być gotowi odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego?" i dowieść swej słuszności sobie i każdej racjonalnej osobie, która nas zapyta.
Polityka ciągłego wyrażania ocen moralnych nie jest tożsama z uważaniem się za misjonarza, na którym ciąży odpowiedzialność za „zbawianie wszystkich dusz", nie oznacza też ona, że każdej napotkanej osobie, czy chce ona tego czy nie, mamy udzielać moralnych wskazówek. Wynika z niej natomiast, że: a) trzeba posiadać pełny, dokładny osąd moralny każdej osoby, sprawy i zdarzenia, z którymi się spotykamy, umieć wyrazić ten osąd w słowach i zgodnie z nim działać; b) jeśli jest to racjonalnie słuszne, trzeba swą oceną moralną dzielić się z innymi. [...]
źródło: Jak prowadzić racjonalne życie w nieracjonalnym społeczeństwie, w: Cnota egoizmu, Poznań, 2000, 84-86